dla Zosi, na potem...

27 grudnia 2009

Mikołaj Kopernik i Słońce

Niedawno przyniosłaś swoją mapę Polski, taką dla dzieci. Oglądaliśmy tą mapę i opowiadałem Ci o różnych ciekawych miejscach i postaciach na mapie. Był tam Smok Wawelski, Syrenka Warszawska, Neptun z Gdańska i wiele innych.
A w okolicach Torunia stał Mikołaj Kopernik.
Powiedziałem Ci, że to ktoś bardzo ważny i że zrobił coś prawie niemożliwego.
Zatrzymał słońce a ruszył Ziemię.
Potem wytłumaczyłem, że tak naprawdę to on wytłumaczył wszystkim, że to Słońce stoi w miejscu a Ziemia się rusza, bo wcześniej wszyscy myśleli, że jest odwrotnie.

I któregoś razu jak wracaliśmy od dziadka Ryśka zapytałaś nas czy Mikołaj Kopernik jeszcze żyje. Odpowiedzieliśmy z mamą, że umarł dawno temu.
Na co Ty odpowiedziałaś prawie bez namysłu, że to dobrze, bo już nie będzie nam przeszkadzał przy tym Słońcu.

Tak...
Raz w zupełności wystarczy.

7 grudnia 2009

Świąteczne pierniczki

W niedziele zabraliśmy się za robienie pierniczków na choinkę. Razem z mamą planowaliśmy to już wcześniej i dlatego mieliśmy przygotowane wszystkie składniki.
I zaraz po obiedzie zabraliśmy się wszyscy do roboty. Najpierw mama wymieszała wszystkie składniki. Potem zabrała się za zagniatanie piernikowego ciasta, nawet ja też troszkę pomagałem zagniatać ciasto, bo okazało się, że to wcale nie jest taka łatwa robota.
No i w końcu przyszedł czas na wałkowanie. Na szczęście udało mi się znaleźć Twój wałek i dzięki temu też mogłaś rozwałkowywać ciasto.
Jak tylko je rozwałkowaliśmy, każdy po troszkę, to przyszedł czas na najlepsze, znaczy na odciskanie foremkami pierniczków.
Mama nasmarowała blachy masłem, żeby nam się pierniczki nie przylepiały.
I zaczęła się zabawa z foremkami. Na szczęście mieliśmy ich dużo, bo wykorzystaliśmy te, które miałaś w swoich zabawkach. Były tak kotki, pieski, kaczuszki, krówka, drzewko, gwiazdki, i takie tam...
Nawet dziadek przyszedł zobaczyć co się wyrabia w kuchni i co ta mała kuchareczka tam szykuje.

Nawet się nie spodziewaliśmy, ale wyszły nam cztery blachy pierniczków, Które po upieczeniu przepięknie pachniały.

Ja już teraz jestem pewien, że jeszcze nie raz zabierzemy się za pieczenie pierniczków, bo można się przy tym świetnie bawić.




27 listopada 2009

Hipopotam

Dzień jak co dzień.
Po przedszkolu, poszłaś do chłopaków. Znaczy się normalka.
Tym razem jak mama wróciła z pracy, to chciałaś z chłopakami iść do nas, ale w związku z tym, że Bartuś jest chory i nie może wychodzić z domu zostaliście u chłopaków, żeby Bartusiowi nie było smutno.
Mama poszła do domu, żeby zjeść obiad i zaraz miała do was przyjść żebyście mogli się razem pobawić.
Mama jak tylko zjadła obiad to zaraz do was przyszła.
Trochę się bawiliście i przyszedł czas na rysowanie.
Każdy dostał swoją kartkę i zaczęliście rysować.
Mateusz oczywiście Star Wers. Bartuś poprosił żeby mama narysowała mu rower, a on dorysował jakiegoś stwora, który nie był podobny absolutnie do niczego.
A Ty postanowiłaś narysować wujka Grzesia. I trzeba przyznać, że wyszedł ci bezbłędny. Toczka w toczkę wujaszek. Okrągły brzuszek na nim sweterek na guziki, szczecina na głowie, a po sugestiach wujka nawet brodę dorysowałaś.
Po wujku przyszedł czas na ciocię Kasię. Zaczęło się tradycyjnie od głowy, potem przeszedł czas na brzuszek ale jakoś tak wyszedł ci pod skosem wiec wyglądało to tak jakby ciocia leżała ale jak dorysowałaś oczy to okazało się ze jakoś tak za blisko siebie ci wyszły. Wiec przyjrzałaś się obrazkowi i stwierdziłaś – Oj wyszedł mi hipopotam. :D

Mama razem z chłopakami, ciocią i wujkiem popłakali się ze śmiechu. Ty też zaczęłaś się śmiać, ale chyba nie do końca wiedziałaś z czego.

24 listopada 2009

Angielski do poduszki

Wieczorem poszłaś położyć się spać z mamą i standardowo wzięłyście sobie jakąś bajkę do czytania.
Mama zaczęła ją Tobie czytać, ale po chwili jej przerwałaś.
- Kabek – powiedziałaś.
- Co powiedziałaś? – Spytała mama.
- Kabek – powtórzyłaś.
- A co to znaczy?
- Tak się mówi po angielsku – odparłaś.
- Ale co się mówi? – Spytała mama.
- Akłont kabek – dodałaś.
Po chwili mama wpadła na to, że chodziło Ci o „i want come back”. I wytłumaczyła Ci, że to znaczy, „ja chcę wrócić”.
Potem nie dawałaś mamie spokoju i mama musiała ten zwrot rozłożyć na czynniki pierwsze i tłumaczyła Ci poszczególne słowa.
Na końcu przyszedł czas na „back” (fonetycznie bek).
- Słowo „back” oznacza „wrócić” – powiedziała mama.
- Nie, bek, to jest taki bek – powiedziałaś.
- Jaki bek?
- No jak ktoś beknie to jest bek – szybko dodałaś.

Potem powiedziałaś, że „rodzina” to po angielsku „femeli”
- Mówi się femili – poprawiła Cię mama.
- Nie, femeli – powiedziałaś
- Naprawdę mówi się femili – powtórzyła mama.
- Nie, femeli – powiedziałaś już ze łzami w oczach. – Pani nam tak powiedziała w przedszkolu.
- Tak masz rację, femeli – powiedziała mama, tylko dlatego, żeby nie doprowadzić Cię do płaczu.
Wtedy pogłaskałaś mamę po twarzy i tak pogodnie popatrzyłaś na nią.
- Ładnie powiedziałaś – dodałaś z zadowoleniem w głosie.

Następnie powiedziałaś mamie, że jest jeszcze siostra i mówi się „sister”, brat – „brader”, tatuś – „tadi”, mama – „mami” lub „mam” i dziadek – „grendpa”.
Potem mama zapytała jak jest babcia, na co odpowiedziałaś szybko, że babci to jeszcze nie było…

I tego wszystkiego nauczyłaś się w jeden dzień, na angielskim w przedszkolu. Ja i mama jesteśmy z Ciebie dumni i to bardzo.

22 listopada 2009

Tramwajowa tajemnica

Dzisiaj rano odwiozłem Ciebie do przedszkola, a Mateusza do szkoły.
Bartek został w domu z ciocią Kasią, bo chyba się przeziębił.
Jak wysiadaliśmy z samochodu to przypomniałem Ci, że wczoraj jechałaś tramwajem i że możesz o tym opowiedzieć swoim koleżankom i kolegom.
- Lepiej im nie powiem, bo też będą chcieli jechać tramwajem – powiedziałaś.
- No to może wtedy niech poproszą swoich rodziców, żeby zabrali ich na tramwajową przejażdżkę. – Dodałem.
- Nie tato, lepiej niech to będzie nasza tajemnica. – dodałaś szeptem.

No właśnie lepiej tego nie rozpowiadać, bo brakuje tylko, żeby wszyscy chcieli jeździć tramwajem.

Zosia i tramwaj.


Dzisiaj miała miejsce historyczna chwila. Po raz pierwszy jechałaś tramwajem.
A było to tak.
Po obiedzie wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy do Wrocławia.
Wysadziłem was na stacji benzynowej i poczekałem aż przyjedzie tramwaj.
Jak tylko wsiadłyście to ruszyłem i pojechałem trzy przestanki dalej i tam na was czekałem.
A w tym czasie Ty i mama wsiadłyście do tramwaju. Najpierw otworzyłaś drzwi naciskając guziczek, a potem skasowałaś bilety i usiadłyście na miejscach.
Mama opowiadała, że bardzo Ci się podobało i że zaczepiła was jakaś miłą pani, która stwierdziła, że jesteś bardzo ładną i mądrą dziewczynką, bo dużo mówisz i zadajesz pytania.

Ja czekałem na was na przestanku i żałowałem, że nie zabrałem aparatu, bo warto by było zrobić jakieś zdjęcie. Potem próbowałem zrobić jakieś zdjęcie telefonem, ale marnie mi to wyszło.

A potem, zaraz jak tylko wysiadłyście z tramwaju to wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy na zakupy.

7 listopada 2009

Ale plama

Wczoraj wieczorem byliśmy u babci Helenki, jak zwykle zresztą.
Tak się akurat szczęśliwie złożyło, że babcia miała galaretę, a ja po całym dniu ciężkiego układania puzzli byłem strasznie głodny.
Więc jak tylko przyjechaliśmy, to poszedłem do kuchni i nałożyłem sobie troszkę.
Zapytałem Ciebie czy też chcesz, ale powiedziałaś, że nie.
W garnku na kuchni stała fasolka po bretońsku której chciałaś koniecznie spróbować. Nałożyłem Ci trochę na talerzyk i poszliśmy jeść do pokoju.
Ja wcinałem galaretę na narożniku, a Ty jadłaś fasolkę z chlebem przy stole.
Jedząc zerkałem co jakiś czas na Ciebie i udało mi się zauważyć jak mały kawałek chleba umoczony w sosie upadł na stół przed Tobą.
Prawie niezauważalnie zerknęłaś na mnie, żeby sprawdzić czy to widziałem. Ja oczywiście udawałem, że nic nie widzę.
Wtedy podniosłaś chlebek ze stołu i zjadłaś go, a talerzyk przysunęłaś do siebie zasłaniając plamę.
A żeby tego było mało to jeszcze wytarłaś rączkę o spód stołu.

No nie ma co, kulturka na wysoki połysk.

23 października 2009

No i co.

Dawno nic nie pisałem, bo jakoś nie było o czym, ale dzisiaj rano mnie rozbroiłaś, tak więc coś napiszę.

Od jakiegoś czasu wujek Grzesiu ma urlop i zabiera Cię razem z chłopakami do przedszkola z samego rana. I dzisiaj też miałem Cię odprowadzić do chłopaków.
Ubraliśmy się i zeszliśmy do piwnicy żeby ubrać kurtkę i buty.
Ja też się ubrałem i już mieliśmy wychodzić, kiedy to powiedziałaś, że chcesz żebym Cię wziął na rączki i zaniósł do chłopaków.
- Daj spokój – powiedziałem – taka duża dziewczyna, to może sama zasuwać na nogach.
- Ale na podwórku są kamienie – powiedziałeś szybko - i mogę podrzeć buty i wtedy trzeba będzie kupić nowe. No i co.

No i nic pomyślałem sobie i wziąłem Cię na ręce, zawsze to będzie taniej.

9 października 2009

Wcale nie mały uparciuch

Dzisiaj z samego rana musiałem Cię obudzić, żeby podać Ci lekarstwa, które przepisała nam pani doktor „od lizaków”.
Zaniosłem Cię do pokoju i włączyłem Ci bajki. Sam poszedłem do kuchni po syropy i kawałek chleba do zagryzania.
Jak wróciłem to poprosiłem Cię, żebyś usiadła, bo trzeba wziąć lekarstwa.
Położyłaś się na brzuchu i zadarłaś głowę do góry i powiedziałaś, że tak będziesz piła syrop.
Po wypiciu syropu przyszedł czas na Otrivin, którym trzeba prysnąć do nosa. Po krótkich przepychankach i negocjacjach udało się.
Na koniec po kilku minutach przerwy musieliśmy jeszcze zakropić nos kropelkami, a żeby to zrobić powinnaś leżeć na plecach. No i znowu musieliśmy się przekomarzać i walczyć.
W końcu się udało.
- Ale z Ciebie to mały uparciuch – powiedziałem.
- Nie taki mały – odpowiedziałaś zadzierając nos do góry.

8 października 2009

Smarkanie prawie w chusteczkę

Wczoraj jak przyszedłem z pracy to mama powiedziała mi, że nauczyłaś się smarkać w chusteczkę. Wcześniej był z tym problem i trzeba było pomagać sobie gruszką, której za bardzo nie lubisz.
Z racji tego, że akurat jesteś chora i masz katar nie musiałem długo czekać na dogodną sytuacje do testów.
Wziąłem chusteczkę i powiedziałem, żebyś pokazała mi jak smarkasz w chusteczkę.
Zanim się zorientowałem i zdążyłem podejść z chusteczką, nabrałaś powietrza i smarknęłaś tak mocno, że dwie sznurówki wyskoczyły Ci pod nos.
Nie pozostało mi nic innego jak tylko je powycierać.

Ale najważniejsze, że smarkać już potrafisz.

25 września 2009

Zabawa w ludzi


Wczoraj jak wróciłaś z przedszkola to zacząłem Cię troszkę podpytywać co tam robicie w przedszkolu.
Czy masz już jakieś koleżanki i czy bawicie się razem.
I odpowiedziałaś, że masz już koleżanki i że bawicie się w różne zabawy. Wtedy zapytałem się w co się dzisiaj bawiliście, na co Ty szybko odpowiedziałaś, że bawiliście się w ludzi.
- W ludzi? - Zapytałem zdziwiony.
- Tak - odpowiedziałaś.
- A jak się w to bawicie?
- Bawimy się, że mamy 5 lat i że chodzimy do szkoły.
- Aha - odpowiedziałem.

17 września 2009

Rozmowa o posikaniu w nocy

Wczoraj jak jechaliśmy do przedszkola to oczywiście jechali z nami chłopcy, Mateusz i Bartek.
Nie wiem jak weszło na ten temat, ale okazało się, że Bartek chyba przeziębił sobie pęcherz bo zmoczył się w nocy.
Ciocia Kasia powiedziała, że nic się nie stało i że takie rzeczy się zdarzają, ja też to powtórzyłem. Powiedzieliśmy mu też żeby nie chwalił się tym w przedszkolu, bo inne dzieci mogą się z niego śmiać.
Wtedy Bartuś troszkę posmutniał. Na szczęście Ty i Mateusz szybko podnieśliście go na duchu.
- Ja też się kiedyś posikałam w nocy – powiedziałaś do Bartka.
- Ja też jak byłem mały, to się posikałem w łóżku – dodał szybko Mateusz.
- A ja to się nawet kiedyś porzygałam w nocy – dodałaś, przebijając chłopaków.

11 września 2009

- Umiem się huśtać!

Kilka dni temu, chyba w sobotę byliśmy na dworze. Ja pomagałem dziadkowi, przy fundamentach, a wy (Ty i chłopaki) ganialiście po podwórku.
Nie było specjalnie ciepło i nawet zanosiło się na deszcz, ale na szczęście nie padało
Malowałem sobie spokojnie fundamenty, aż tu na raz podchodzi do mnie mama i mówi, że umiesz już się sama huśtać.
Wyszedłem wykopu i podszedłem do huśtawki, na której się huśtałaś i faktycznie zobaczyłem, że potrafisz się sama rozhuśtać i że wyśmienicie dajesz sobie radę sama.
Powiedziałem, że bardzo się cieszę i że jesteś sprytną dziewczyną.
Popatrzyłem jeszcze chwilę, a potem wróciłem do fundamentu.

Maznąłem pędzlem może ze dwa razy i usłyszałem, że mnie wołasz.
- Tatusiu, tatusiu! – Wołałaś.
- Słucham Zosiu – odpowiedziałem podnosząc się z wykopu.
- Jesteś ze mnie dumny? – Zapytałaś nie przestając się huśtać.
- No pewnie, że jestem dumny – odpowiedziałem bez zastanowienia, bo faktycznie byłem dumny i to bardzo.

4 września 2009

Histeryczna Chwila

Dzisiaj od samego rana nie miałaś humoru, pewnie dlatego, że się nie wyspałaś.
Potem trzeba było się ubierać i uczesać, co też specjalnie nie poprawiło Twojego nastroju. Już wtedy cały czas powtarzałaś, że nie idziesz dzisiaj do przedszkola.
Ja oczywiście starałem się jakoś to wszystko łagodzić i próbowałem też dowiedzieć się dlaczego to nie chcesz dzisiaj iść do przedszkola.
Powodów było dużo:

- bo będę tęsknić za mamą
- bo będę tęsknić za Bartusiem
- bo będę tęsknić za tatą
- bo będę tęsknić za babcią
- bo nie.

Starałem się tłumaczyć, że przecież Bartusia zobaczysz w przedszkolu, że mama niedługo wróci z pracy i że babcia i dziadek będą na Ciebie czekali w domku. No i jakoś udało mi się załagodzić sytuację.

Potem jak już się ubraliśmy i pozwoliłem Ci zabrać jedną lalkę do przedszkola, temat nie pójścia do przedszkola odszedł na dalszy plan.
A my w tym czasie skupiliśmy się na myciu zębów w łazience i na czesaniu włosów.
Zaraz potem przybiegł Mateusz i wyszliśmy z domu.
Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy do przedszkola.
Zaczęło się znowu jak wysiadaliśmy z auta, ale pomyślałem sobie, że przecież będziesz na sali z Bartkiem i na pewno jakoś to będzie. Zabrałaś ze sobą tetrową pieluszkę i poszliśmy.

No niestety cały mój plan nie wypalił już na starcie, kiedy to po wejściu do przedszkola pani powiedziała, że Bartek musi iść na górę, bo czterolatki mają swoją sale na piętrze.
No i wtedy zaczęłaś strasznie płakać i krzyczeć, że będziesz tęsknić za Bartkiem i że nie pójdziesz do przedszkola.
Muszę przyznać, że troszkę się przeraziłem i miałem już wizję powrotu z Tobą do domu, ale wtedy uświadomiłem sobie, że jeżeli tak szybko się poddam, to będą nici z Twojego chodzenia do przedszkola.
Ty oczywiście, nic sobie nie robiąc z mojego uświadomienia, płakałaś tak bardzo, że aż zbierało Ci się na wymioty.
Całe szczęście, że miałem przy sobie paczkę chusteczek higienicznych, bo nie wiem czym bym wycierał Twój zasmarkany nosek.
Całą sytuacje komplikowało to, że na sali pani Asia miała na rękach zapłakanego przedszkolaka, co też nie było na moją korzyść.
Ale nie poddawałem się i starałem się za wszelką cenę Cię uspokoić.
Mówiłem do Ciebie, głaskałem po głowie i przytulałem. Starałem się najspokojniej jak potrafię wytłumaczyć, że przecież w przedszkolu jest fajnie, że można bawić się z innymi dziećmi, że na pewno pani Zosia przygotuje pyszne śniadanie i że spotkasz się z Bartkiem jak tylko wyjdziecie na dwór.

Usiedliśmy na ławeczce, Ty zapłakana z mocnym postanowieniem nie pójścia do przedszkola, a ja starałem się za wszelką cenę Cię uspokoić, co chwilę wycierając Twój zapłakany nos.
W końcu zadzwoniłem też do mamy, bo pomyślałem sobie, że to dobry pomysł i że może rozmawiając z mamą choć troszkę się uspokoisz.

Nie wiem czy to rozmowa z mamą, czy może obietnice rychłego spotkania ze wszystkimi, za którymi tęskniłaś, sprawiło że dałaś się zaprowadzić na salę.
Co prawda chlipiąca i z pieluszkę w ręku, ale weszłaś na salę, potem dałaś mi buziaka na pożegnanie i pojechałem do pracy.

Popołudniu jak odebrała Cię ciocia Kasia okazało się, że długo nie płakałaś i że potem bawiłaś się jak by nigdy nic.

I tak to właśnie było.
Było ciężko, ale jakoś daliśmy sobie radę ;)

3 września 2009

Co jest Zośka?

Wczoraj przed snem przypomniałaś sobie, że w przedszkolu dają dzieciom przytulanki do snu.
Mama podała Ci białego miśka (tego od Damiana) i położyła się z Tobą na łóżku.
A potem ni z gruszki, ni z pietruszki powiedziałaś mamie, że panie w przedszkolu nic do Ciebie nie mówią.
- Jak to nic do Ciebie nie mówią? – Zapytała zdziwiona mama.
- No nic, tylko podchodzą i pytają: „Co jest Zośka?” – odpowiedziałaś.
- A ty mówisz coś do pani? – Zapytała mama.
- Mówiłam, że tęsknię za Bartusiem.
- I co pani na to powiedziała?
- Nic.
- A do innych dzieci panie coś mówią? – Zapytała zaniepokojona mama.
- Tak, mówią – odpowiedziałaś.
- Co na przykład mówią panie do innych dzieci? – Mama nie dawała za wygraną.
- Pitu, Pitu. – Odpowiedziałaś bez najmniejszego zastanowienia.

Jak już poszłaś spać, to strasznie się z tego śmialiśmy z mamą.

Za duża kasa

Z okazji pierwszego dnia spędzonego przez Ciebie w przedszkolu postanowiliśmy z mamą zrobić Ci jakiś prezent, na który zresztą zasłużyłaś.
Poszedłem więc do sklepu i kupiłem Ci kasę, taką jak są w sklepach.
Kasa strasznie Ci się podobała. Ma otwieraną szufladę na pieniążki, duże guziki, które piszczą po naciśnięciu. Do tego jest czytnik kart i czytnik kodów z towarów. Ogólnie kasa jest bardzo fajna i sam byłem zaskoczony, że w końcu trafiłem na taką ekstra zabawkę.

I wczoraj jak już wybieraliśmy się do przedszkola to powiedziałem, że jak chcesz to możesz wziąć do przedszkola jedną zabawkę.
- A mogę wziąć kasę do przedszkola? – Zapytałaś.
- Lepiej nie zabieraj kasy do przedszkola, bo innym dzieciom będzie przykro, że nie mają takiej zabawki – odpowiedziałem.
- Ale tato, przecież ja się będę z nimi bawić w sklep – dodałaś bez zastanowienia i już zaczęłaś podnosić kasę.
- Kochanie, ta kasa jest za duża, żeby ją zabrać do przedszkola. – Powiedziałem.
- To po co kupiłeś mi taką dużą kasę. – Odparłaś zadzierając nos do góry.

2 września 2009

Poszła Zosia do przedszkola

1 września 2009 roku po raz pierwszy poszłaś do przedszkola. Ten pierwszy raz odprowadziła Cię mama, która zresztą była chyba bardziej przejęta niż Ty. A razem z Tobą do przedszkola poszedł też Bartek – przedszkolny weteran, który już rok chodził do przedszkola.
Mama opowiadała mi, że w ogóle nie płakałaś i że szybko weszłaś na sale żeby przywitać się z panią Basią.
A z tego co się później dowiedziałem od pani Zosi, która jest kucharką w przedszkolu, to że byłaś bardzo grzeczna, zjadałaś wszystkie posiłki i nie sprawiałaś żadnych problemów.

I właśnie dlatego, że zaczęłaś chodzić do przedszkola i że byłaś tam grzeczna postanowiliśmy z mamą zrobić Ci prezent.
Kupiliśmy kasę, taką do zabawy, którą już od dawna chciałaś mieć.
Prezent okazał się strzałem w dziesiątkę i od razu Ci się spodobał, co zresztą mnie i mamę bardzo ucieszyło.

Ale o wiele bardziej ucieszyło nas to, że poszłaś do przedszkola i z tego też powodu jesteśmy z Ciebie bardzo dumni.

31 sierpnia 2009

I znowu obrazki od Pani Novaczki


credits: Kawouette & Galiscrap "Sweet Blossom"
źródło: DigiScraps by Novaczka



credits: NatashaNaSt.Design "Overlays and WordArt "
źródło: DigiScraps by Novaczka



credits: NatashaNaSt.design "Explosion of fun"
źródło: DigiScraps by Novaczka



credits: MK.design kits, WA by AgaG
źródło: DigiScraps by Novaczka



credits: Diamante.design: "Butterfly Kisses", "Misty Morning", "Simplicity"
Kawouette.design "Sunny Cove",
źródło: DigiScraps by Novaczka

25 sierpnia 2009

Na festynie

W tą niedziele po obiedzie pojechaliśmy na festyn do Kobierzyc, który został zorganizowany z okazji uroczystości dożynkowych. Zabraliśmy ze sobą babcię Hele, żeby nie siedziała sama w domu.
Było bardzo ciepło i słonecznie.
Zaraz po przyjeździe spotkaliśmy Magdę i Damiana, babcie Grażyną, dziadka Piotrka i kilkudziesięciu innych motocyklistów znanych nam bardziej lub mniej.
Porozmawialiśmy troszkę i poszliśmy na dmuchany zamek, na który zresztą nie mogłaś się już doczekać.
Jak się okazało na miejscu, oprócz dmuchanego zamku, na miejscu były też inne dmuchane skocznie, trampoliny i baseny z kulkami. Już wtedy wiedziałem, że się zasiedzimy.
Później poszliśmy się przejść w poszukiwaniu innych atrakcji i zaraz za placem zabaw wyszliśmy na boisko, na którym zaparkowane były motory, tam też spotkaliśmy Tomka i Kasię.
Potem poszliśmy na drugą stronę boiska gdzie ustawione były różne pojazdy wojskowe. Stały tam też działka przeciwlotnicze. Na jedno z tych działek wsiadłaś i do spółki z jakimś chłopcem kręciliście czym się dało.
A zaraz potem trafiliśmy do namiotu, w którym panie malowały dzieciom na twarzach różne zwierzątka. Tobie namalowały kotka, którego zresztą sama sobie wybrałaś.
Potem pokręciliśmy się jeszcze troszkę po straganach. Spotkaliśmy babcie Jankę z dziadkiem Mietkiem, a potem znowu wylądowaliśmy na placu zabaw, gdzie wyskakałaś się za wszystkie czasy chyba.
A jak już wychodziliśmy to spotkaliśmy wujka Grześka, ciocię Kasię i chłopaków.







A potem to pojechaliśmy do domu.

24 sierpnia 2009

- Zosia, otwórz bramę.

Jak w każdą sobotę miałem troszkę roboty na podwórku. A to trawę trzeba ściąć, żywopłot przystrzyc i takie tam podwórkowe porządki.
A w tą sobotę dodatkowo miałem jeszcze wywieźć butelki plastikowe i szkło do kontenerów, które stoją niedaleko od domu. Zawsze wtedy zabieram Cię ze sobą, bo tłuczenie szkła to niezła frajda.
Ale akurat w tą sobotę przyjechała do nas babcia Hela i zamiast jechać ze mną, zostałaś z babcią i zrywałyście stokrotki z nieskoszonego jeszcze trawnika.
Ja w tym czasie zapakowałem do samochodu worek z plastikami i duży kubeł ze szkłem (butelki i stare słoiki) i podjechałem samochodem pod bramę.
- Otworzysz mi bramę? – Zapytałem Cię przez otwarte w aucie okno.
- No pewnie – krzyknęłaś i podbiegłaś do bramy.
Jak tylko otworzyłaś bramę to podjechałem kawałek i otworzyłem okno z drugiej strony auta.
- Zamknij bramę jak wyjadę – powiedziałem.
- A po co? Przecież zaraz będziesz wracał – powiedziałaś bez wahania i pobiegłaś do babci.

No tak – pomyślałem sobie - przecież nie będziesz latać na każde moje zawołanie.
I pojechałem, bo co tak będę stał pod bramą oniemiały.

18 sierpnia 2009

Sto lat Zośka!

13 sierpnia o godzinie 8:30 skończyłaś 3 lata. A w niedzielę zorganizowaliśmy z mamą urodzinowego grilla.
Zaprosiliśmy całą rodzinę i razem z nimi cieszyliśmy się, że już masz trzy lata!
Były prezenty, życzenia i tort zrobiony własnoręcznie przez ciocię Gosie.
Pogoda dopisała jak nigdy, mało tego, nie można było sobie wyobrazić lepszej. Było bardzo ciepło, dlatego wyciągnąłem basen, nalałem do niego troszkę wody i mogłaś z chłopakami się pluskać do woli. Co też robiliście, do czasu kiedy woda nie zaczęła przypominać kolorem błota, całe szczęście, że nie zgęstniała.
A wszystko dlatego, że troszkę kręciliście się po trawniku i ogólnie biegaliście na boso, po podwórku, a potem znowu wchodziliście do basenu.
Ale nic to, bo potem wykorzystałem wodę do podlewania kwiatów i trawnika.

Zapomniałbym dodać, że wymyliście nowy sposób na zjeżdżanie ze zjeżdżalni.
Zjeżdżanie na mokro.
Nie mam pojęcia kto to wymyślił, ale było szybko, śmiesznie i do tego pod zjeżdżalnią zrobiła się wielka kałuża z błotem, co okazało się jeszcze większą atrakcją niż samo zjeżdżanie.
Oczywiście ubłocone nogi myliście w basenie, co w dużej mierze przyczyniło się do zmiany wody w błoto.

A najważniejsze, że urodziny się udały, bo było dużo zabawy i śmiechu.





14 sierpnia 2009

Lalka (nie)płacząca

Na początku muszę napisać, że masz taką lalkę, która płacze jak się jej wyciągnie smoczek.

Było rano. Zjedliśmy śniadanie, a później pomagałaś mi myć naczynia, musiały być bardzo brudne, bo trochę pomoczyłaś koszulkę i majtki.
Trochę bardzo nawet, bo trzeba było się przebrać.
Poszliśmy do Twojego pokoju, żeby ubrać suche ciuchy. I właśnie tam leżała Twoja lalka.
Podniosłaś ją i powiedziałaś, że zabierzesz ją ze sobą na dwór. Zgodziłem się.
A wtedy nie wiadomo dlaczego rzuciłaś lalkę na podłogę.
- Zosiula, nie można jej tak rzucać, bo lalka będzie płakać - powiedziałem.
- No pewnie, że nie będzie, bo ma w buzi smoczek - dodałaś bez zastanowienia.

Ach, ta Twoja logika.

12 sierpnia 2009

Opowiadanie bajek

Zawsze lubiłem opowiadać Ci bajki. Pewnie dlatego, że nigdy nie wiadomo jak się ona potoczy i skończy. A wszystko dzięki Tobie i twoim „dodatkom”.
Teraz postaram się napisać jak wygląda nasze bajek opowiadanie. Podpowiem Ci tylko, że ta bajka została wymyślona przez nas na plaży w Mielnie.

- Tatusiu opowiesz mi bajkę? – Zapytała Zosia.
- No pewnie, że powiem – odparłem. – A o czym mam opowiedzieć?
- O Królu i koniku Garbusku jak pojechali nad morze i spotkali trolla – szybko dodałaś.
- No dobrze – odparłem.

Pewnego razu konik Garbusek pobiegł do Króla i zapytał go czy nie wybrałby się z nim nad morze, troszkę popływać i poopalać się. Królowi od razu spodobał się ten pomysł i zaraz też nakazał aby przyniesiono mu plecak z ręcznikiem, kocem, kanapkami i piciem.
Po chwili byli gotowi do wyjścia.
Król wskoczył na konika. Garbusek zadzwonił podkowami o bruk, tak że iskry posypały się na boki i ruszył z kopyta przez wielką bramę zamku.
Biegli przez pola i łąki tak szybko, że tylko wiatr mógł im dorównać.
Przebiegli tak kawałek łąki, aż dobiegli do lasu.

- W lesie były wilki – dodałaś.
W lesie były wilki, ale właśnie spały i król razem z konikiem Garbuskiem mogli po cichutku przejechać.
- Nie wilki nie spały – znowu dodałaś – tylko stały na drodze.
W lesie były wilki i na nieszczęście podróżników stały na drodze szczerząc zęby. Konik stanął dęba, a wtedy Król powiedział do wilków.
- Zejdźcie lepiej z drogi, bo inaczej posmakujecie mojego miecza – powiedział król wyciągając swój miecz.
Wilki uciekły w popłochu i więcej się nie pokazały.

- Konik Garbusek i król są odważni i nie boją się wilków – powiedziałaś.
- No pewnie, że się nie boją – dodałem.
Król schował miecz i ruszyli dalej.

Biegli dalej przez las, a po kilku krokach znaleźli się za lasem u podnóża gór.
Wbiegli szybko na wąskie, górskie ścieżki. Kurz i kamienie sypały się z pod kopyt biegnącego Garbuska.
Konik nagle zwolnił, bo zbliżali się do przepaści której brzegi łączył most. A przed mostem stał wielki troll.

- Troll był mały – dodałaś.
Przed mostem stał mały troll. Jak tylko Król z konikiem zbliżyli się do mostu troll zagrodził im drogę i powiedział:
- Ten kto chce przejść przez most, musi zapłacić dwie złote monety.
- Ale ja jestem królem i to jest moje królestwo – powiedział Król – lepiej zejdź nam z drogi trollu.
- Nie przepuszczam nikogo bez opłaty. – Powiedział troll, wyciągnął swoją maczugę i spojrzał groźnie na króla.
Król wyciągnął miecz i zaczął grozić trollowi.

- Nie to konik Garbusek pogonił trolla – wtrąciłaś.
Konik Garbusek uniósł wysoko kopyta i tak mocno uderzył nimi o kamienie, że aż echo się poniosło, a z pod podków posypały się iskry. Troll odskoczył wystraszony i uciekł gdzie pieprz rośnie.

Po przejściu przez most i zejściu z góry król i konik w końcu dotarli do morza. A tam mogli się już w końcu poopalać.

- Ale muszą jeszcze przecież zjeść kanapki i wypić picie – szybko dodałaś.
No tak, najpierw rozłożyli koc, potem zjedli kanapki, a potem poszli się kąpać i mogli się w końcu poopalać.

I to już koniec bajki o Królu, koniku Garbusku i trollu i ich wyprawie nad morze.


Jestem pewien, że jeszcze nie jedną bajkę wymyślimy wspólnie.

11 sierpnia 2009

Wycieczka do ZOO

W ostatnią niedzielę pojechaliśmy na wycieczkę do ZOO w Opolu.
Całą drogę przespałaś i nawet nie wiedziałaś gdzie jedziemy, bo to miała być niespodzianka.
Niespodzianka się udała, bo byłaś bardzo zaskoczona i zadowolona.
Od samego początku, jak tylko kupiliśmy bilety zaczęłaś pytać o małpki i tak już było przez całą wizytę. Na nieszczęścia, a może szczęście małpy znaleźliśmy na samym końcu.
A w między czasie oglądaliśmy inne zwierzęta. Wielbłądy, nosorożce, żyrafy, hipopotamy, foki i inne. Oczywiście ani przez moment nie przyćmiły one małpek, na które nie mogłaś się doczekać. Do czasu aż doszliśmy do goryli, które siedziały na swoim wybiegu i patrzyły się z obojętnością na tłumy ludzi. Chyba nie spodziewałaś się, że goryle tak wyglądają, bo widziałem po Twojej minie, że jesteś troszkę zaskoczona.
Zaraz po wizycie u goryli poszliśmy szukać małpek, które w końcu udało nam się znaleźć. Co prawda nie ma tu takiego wybiegu dla małp jak we Wrocławiu, ale małpy i tak podobały Ci się najbardziej. Pewnie dlatego, że też było ich tu bardzo dużo i do tego były bardzo różne. Niektóre bardzo małe, a inne większe. Oczywiście te najmniejsze były najfajniejsze.

A zapomniałbym dodać, że chyba największą frajdę z całej wycieczki po ZOO miałaś bawiąc się na kilku placach zabaw, które tam się znajdowały i muszę przyznać, że naprawdę były ciekawie pomyślane.

6 sierpnia 2009

Nigdy nie polubię rotawirusów

Czasami zdarzają się takie rzeczy, które nieproszone i nie wiadomo skąd po prostu się przytrafiają.
Tak właśnie było pod koniec 2008 roku.
W sobotę zabraliśmy Cię z mamą na Mikołajki organizowane przez moją firmę, było tam bardzo dużo dzieci, był magik i oczywiście był Mikołaj, który rozdawał prezenty.
W niedziele nic nie wskazywało na to, że coś jest z Tobą nie tak.
Ale w poniedziałek mama musiała zwolnić się z pracy bo od rana wymiotowałaś i miałaś biegunkę. Więc mama zabrała Cię do lekarza.
Lekarz przepisał leki i kazał podawać Ci dużo płynów. Niestety leki chyba w ogóle nie docierały tam gdzie powinny dotrzeć, bo zaraz potem jak je połknęłaś wracały tą samą drogą.
Popołudniu mama zabrała Cię z dziadkami do innego lekarza, który nie stwierdził odwodnienia i też przepisał leki doustne i kazał dużo pić.
Wieczorem, było jeszcze gorzej, całkiem opadłaś z sił i nawet na rękach trzeba było Cię podtrzymywać, bo dosłownie leciałaś z rąk. Nie reagowałaś też na nasze słowa i nie odpowiadałaś na pytania. Nie wiedzieliśmy z mamą co mamy robić, a byliśmy już bardzo wystraszeni.
Postanowiliśmy zabrać Cię do szpitala.

Ubraliśmy się szybko i pojechaliśmy na izbę przyjęć, tam okazało się że jesteś bardzo odwodniona i musisz zostać w szpitalu.
Z jednej strony ucieszyliśmy się bo w szpitalu podawali Ci płyny i leki, poza tym byłaś pod stałą opieką, a z drugiej strony zamartwialiśmy się strasznie.
W szpitalu nie było za bardzo miejsca, bo okazało się że rotawirusy zaatakowały bardzo dużo dzieci i dlatego położono Cię na świetlicy. Miało to swój plus. Był tam telewizor, co z kolei chociaż troszkę ucieszyło mamę, która była z Tobą przez cały czas.

Pierwsze dni w szpitalu to był prawdziwy koszmar. Prawie cały czas spałaś, nie było z Tobą żadnego kontaktu. Siedzieliśmy z mamą przy Tobie i patrzyliśmy na Ciebie jak śpisz. Mieliśmy też na oku wenflon, przez którzy prawie cały czas sączyły się jakieś leki.
Patrzeliśmy też na siebie z bezradnością w zapłakanych oczach.
Jak już się budziłaś to wpatrywałaś się w jeden punkt i nie reagowałaś na nasze pytania.
Byliśmy bardzo wystraszeni, zwłaszcza że prawie nic nie mówiłaś, nie uśmiechałaś się i byłaś taka inna, spokojna, wystraszona, bez tej iskierki w oczach.
A za to w naszych oczach wtedy na stałe zagościły łzy.

Nie mogliśmy prawie nic zrobić poza czekaniem, a to jest najgorsze i najbardziej nas smuciło.
Modliliśmy się za to o poprawę i o jak najszybsze Twoje wyzdrowienie.
Przyjeżdżałem do was codziennie, żeby wspierać mamę i przywieźć potrzebne rzeczy.

Na szczęście i dzięki Bogu po kilku dniach zaczęłaś coś mówić, oglądać telewizje i słuchać czytanych przez nas bajek.
Zadawaliśmy Ci wtedy z mamą pytania, które miały sprawdzić czy wszystko z Tobą jest w porządku. Pytaliśmy o nasze imiona i imiona dziadków i zadawaliśmy inne łatwe pytania. Na szczęście na większość z nich odpowiadałaś poprawnie.

Potem Twój stan zaczął się powoli poprawiać.
Na początku nie miałaś apetytu, ale po kilku dniach zaczęłaś jeść tak, że dla mamy nic nie zostawało i musiałem jej coś po drodze kupować.
W końcu zaczęłaś się uśmiechać i z nami rozmawiać. Oglądałaś telewizor i prosiłaś o czytanie bajek. Wtedy dopiero z mamą poczuliśmy ulgę i też zaczęliśmy się cieszyć. Bo było widać gołym okiem, że wracasz do zdrowia.

W szpitalu spędziłaś z mamą około tygodnia, poznałaś koleżankę, której imienia już nie pamiętam, ale pamiętam jak kłóciłyście się o zabawki i wspólnie oglądaliście bajki w telewizji.

A jak przywiozłem was do domu, to też wszyscy płakali, ale tym razem ze szczęścia.

Po kolei, najpierw ja.

Wczoraj pojechaliśmy z Mateuszem i mamą do babci Heli.
Jak przyjechaliśmy to Tomek rozsypywał piasek na podwórku i jeździł po tym taką maszyną, która miała go dobrze ubić. Przy okazji ubijania robiła też dużo hałasu, który zagłuszał wszystkie inne dźwięki.
Usiedliśmy w piaskownicy, ja patrzyłem co robi Tomaszek, a wy bawiliście się w piasku. Potem niewiadomo skąd w piaskownicy pojawiło się niewielkie, kolorowe pianinko.
Co prawda nie miało baterii i nie wydawało z siebie żadnych dźwięków, ale w ogóle wam to nie przeszkadzało, zwłaszcza w kłóceniu się o nie.
Wtedy Tomek wyłączył maszynę i zrobiło się cicho i przyjemnie.
Wzięłaś pianinko w swoje ręce i powiedziałaś do Mateusza.
– Bawimy się po kolei… najpierw ja, a potem ty.
Potem odwróciłaś się do mnie i poprosiłaś.
- Tato, możesz mu wytłumaczyć, że bawimy się po kolei.

Nie miałem nic do dodania.

5 sierpnia 2009

Piekne obrazki od pani Novaczki

A to kochanie piękne obrazki, które tworzy pani Novaczka. A dodaje je tutaj dlatego, że Ty występujesz na nich w roli głównej. Pewnie jeszcze nie jeden taki obrazek tu zamieszczę.

credits: Kawouette.design "Summer Fun", "Sunny Cove", WA by Natalie,
źródło: DigiScraps by Novaczka


credits: by Studio GlamFairy "Be careful what You wish for", WA by AgaWa
źródło: DigiScraps by Novaczka


credits: by Mystique.design "Twinkle, Twinkle Little Star"
źródło: DigiScraps by Novaczka

3 sierpnia 2009

Platfusy

Zawsze jak idę położyć Cię spać to opowiadam Ci bajki i nie inaczej było też wczorajszego wieczoru.
Wymyśliłem bajkę o gorylicy Betty, małpce Fiki-Miki i małej Zosi (no Zosię to akurat wymyśliłaś Ty).
I w tej bajce małpka, gorylica i Zosia znalazły w dżungli niewielki staw, w którym była bardzo czysta woda i mogły się tam kąpać. Zaraz też wymyśliłaś że była tam zjeżdżalnia i że wszyscy zjeżdżali do wody i śmiali się.
Potem wspomniałem, że w wodzie pływały różne rybki i żabki.
Na co Ty szybko dodałaś:
- i pływały też tam platfusy.
- Jakie platfusy? – Zapytałem, bo nie miałem pojęcia o co chodzi.
- No takie platfusy, co pływają w wodzie i ich nie widać – dodałaś szybko.
- Chyba meduzy – podpowiedziałem.
- Tak, meduzy – potwierdziłaś.

Strasznie mi się chciało śmiać, ale jakoś udało mi się powstrzymać. Ale potem jak już zasnęłaś i opowiedziałem o tym mamie, to śmiałem się z nią do łez.

29 lipca 2009

Kawał chłopa

Dzisiaj od południa byłaś bardzo niegrzeczna i dlatego po objedzie nie poszliśmy na kulki, ani nie jadłaś żadnych słodyczy. Zamiast tego poszliśmy nad morze, troszkę tam posiedzieliśmy.
Ja porobiłem troszkę zdjęć i wypiliśmy z mamą browara Żywca za 2,50 (pani się pomyliła, a że była bardzo niesympatyczna to nie zwróciłem jej uwagi. Normalnie piwko kosztuje tam 6,50).
A potem wracaliśmy wolnym spacerkiem do naszego pokoju.
Po kilku krokach zobaczyłem, że w naszą stroną idzie bardzo gruby pan i nawet mi przez myśl nie przeszło, że coś powiesz. A Ty oczywiście powiedziałaś jak tylko mijaliśmy tego pana:
- Ale kawał chłopa.
To byłby cud gdyby ten pan Cię nie usłyszał.

24 lipca 2009

List od Ali na pożegnanie

Wczoraj wyjechała Ala. I chociaż poznałaś ją kilka dni temu, to bardzo się polubiłyście i chętnie razem się bawiłyście.
Ala ma 4 lata i naprawdę miała zwariowane pomysły. To właśnie z nią zaczepiłyście dwie miłe panie i wprosiłyście się do nich na ciastka i na arbuza. Przy okazji Ala nie omieszkała nadmienić, że jej koledzy z przedszkola mówią siusiak i dupa, a Ty szybko dodałaś, że Bartek mówi kupa.
A poza tym często ganiałyście razem wieczorami po podwórku hałasując przy tym strasznie.
I niestety przyszedł ten dzień kiedy Ala powiedziała, że wyjeżdża, bo wraca już do domu.
Na początku nie płakałaś, ale potem jak poszłaś z mamą, żeby się pożegnać, to wróciłaś zapłakana.
I cały czas powtarzałaś, że będziesz tęsknić za Alą.
Troszkę zajęło nam, żeby Ci wytłumaczyć, dlaczego tak się dzieje.
A chwilę potem ktoś zapukał do drzwi. To była Ala, przyszła, żeby dać Ci list na pożegnanie.
To był bardzo miły gest, nawet ja się wzruszyłem, bo list był napisany/narysowany faktycznie przez Ale.
Jak tylko drzwi się zamknęły, to znowu zaczęłaś płakać i tęsknić za Alą.



Aha zapomniałbym.
To jest pierwszy list jaki ktoś dla Ciebie napisał.

Ten pieniążek to na szczęście

Dzisiaj po śniadaniu wyszliśmy na podwórko przed domkiem. Ja poszedłem do auta coś sprawdzić, a Ty pobiegłaś na drewnianą bujaną ławkę i zaczęłaś się huśtać.
Ja coś tam pogrzebałem przy aucie i zaraz podszedłem do Ciebie, żeby się też pohuśtać.
Chwilę się pohuśtaliśmy i zobaczyłem jak z kieszeni wypadł Ci pieniążek. Powiedziałem, żebyś go poszukała pod ławką.
Jak tylko go znalazłaś powiedziałem, że to na szczęście.
Na co Ty szybko odparłaś, że za ten pieniążek to można pozmywać wszystkie naczynia.

21 lipca 2009

Tata wandal

Był ranek w Mielnie. W telewizji leciały jakieś bajki, a my oglądaliśmy książeczkę ze zwierzątkami, w której było też dużo naklejek. Na stronach książeczki było kilka wolnych miejsc, w które należało przyklejać zwierzątka i przyklejaliśmy je razem.
Ja pomagałem Ci odkleić naklejkę, a Ty przyklejałaś ją na kartkach. Raz równo, raz krzywo, ale ogólnie szło nam nieźle.
Ale troszkę komplikowało nam zabawę to, że strony z naklejkami były wszyte w środek książeczki, a reszta książeczki to były strony ze zwierzakami.
Za każdym razem trzeba było otworzyć książeczkę na środku, odkleić naklejkę i potem poszukać konkretnej strony, żeby nakleić zwierzaka na jego miejsce.
Więc w końcu pomyślałem sobie, że przecież można wyrwać kartki z naklejkami i mieć je cały czas pod ręką.
Tak też zrobiłem.
I wtedy popatrzyłaś na mnie i powiedziałaś:
- Tata, ty jesteś wandal.
- Dlaczego tak mówisz? - zapytałem zdziwiony.
- Bo babcia powiedziała, że jak ktoś wyrywa kartki z książeczki to jest wandal - dodałaś bez zastanowienia.

No i wyszło na to, że jestem wandal. Pięknie.
Oczywiście racje jest po Twojej stronie.

20 lipca 2009

Deszczowa droga na wczasy

Wstaliśmy w nocy, mama i ja ubraliśmy się, pożegnaliśmy się z dziadkami i zabraliśmy Cię do samochodu.
Już wtedy zaczął padać deszcz, ale pomyślałem sobie, że troszkę popada i przestanie.
Jak się później okazało strasznie się pomyliłem, bo padało całą drogę. Czasami mocniej czasami słabiej, ale padało bez przerwy.
Tak więc jechało się fatalnie, na szczęście większość drogi przespałaś i obyło się bez większych rewelacji. Po drodze, jak już zrobiło się jasno, coś za oknem błysnęło i pewnie niedługo listonosz, ten sam który przyniósł Ci sandały, przyniesie mi mandat do zapłacenia.
Ale nic to, w ogóle się tym nie przejmuje.
Najważniejsze, że po prawie ośmiu godzinach jazdy dojechaliśmy do Mielna.
A na miejscu przywitał nas deszcz, a potem jak wyszliśmy na spacer to ten sam deszcz zaczął padać tak mocno, że ja i mama trochę przemokliśmy.
Ciebie na szczęście udało nam się uratować przed deszczem.

Etykiety

bajki (2) chorowanie (6) deszcz (1) imprezy (8) komputer (1) kreatywnie (2) kuchnia (3) lato (8) obrazki (2) postępy (11) przedszkole (9) pytania (2) refleksja (1) remont (1) rysowanie (5) smutne (3) sytuacje (49) szkoła (1) śmieszne (44) wczasy (8) wycieczki (4) występy (1) zabawa (26) zdjęcia (3) zima (3)

Zośka, Zośka's Fan Box