dla Zosi, na potem...

9 października 2009

Wcale nie mały uparciuch

Dzisiaj z samego rana musiałem Cię obudzić, żeby podać Ci lekarstwa, które przepisała nam pani doktor „od lizaków”.
Zaniosłem Cię do pokoju i włączyłem Ci bajki. Sam poszedłem do kuchni po syropy i kawałek chleba do zagryzania.
Jak wróciłem to poprosiłem Cię, żebyś usiadła, bo trzeba wziąć lekarstwa.
Położyłaś się na brzuchu i zadarłaś głowę do góry i powiedziałaś, że tak będziesz piła syrop.
Po wypiciu syropu przyszedł czas na Otrivin, którym trzeba prysnąć do nosa. Po krótkich przepychankach i negocjacjach udało się.
Na koniec po kilku minutach przerwy musieliśmy jeszcze zakropić nos kropelkami, a żeby to zrobić powinnaś leżeć na plecach. No i znowu musieliśmy się przekomarzać i walczyć.
W końcu się udało.
- Ale z Ciebie to mały uparciuch – powiedziałem.
- Nie taki mały – odpowiedziałaś zadzierając nos do góry.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz