dla Zosi, na potem...

29 lipca 2009

Kawał chłopa

Dzisiaj od południa byłaś bardzo niegrzeczna i dlatego po objedzie nie poszliśmy na kulki, ani nie jadłaś żadnych słodyczy. Zamiast tego poszliśmy nad morze, troszkę tam posiedzieliśmy.
Ja porobiłem troszkę zdjęć i wypiliśmy z mamą browara Żywca za 2,50 (pani się pomyliła, a że była bardzo niesympatyczna to nie zwróciłem jej uwagi. Normalnie piwko kosztuje tam 6,50).
A potem wracaliśmy wolnym spacerkiem do naszego pokoju.
Po kilku krokach zobaczyłem, że w naszą stroną idzie bardzo gruby pan i nawet mi przez myśl nie przeszło, że coś powiesz. A Ty oczywiście powiedziałaś jak tylko mijaliśmy tego pana:
- Ale kawał chłopa.
To byłby cud gdyby ten pan Cię nie usłyszał.

24 lipca 2009

List od Ali na pożegnanie

Wczoraj wyjechała Ala. I chociaż poznałaś ją kilka dni temu, to bardzo się polubiłyście i chętnie razem się bawiłyście.
Ala ma 4 lata i naprawdę miała zwariowane pomysły. To właśnie z nią zaczepiłyście dwie miłe panie i wprosiłyście się do nich na ciastka i na arbuza. Przy okazji Ala nie omieszkała nadmienić, że jej koledzy z przedszkola mówią siusiak i dupa, a Ty szybko dodałaś, że Bartek mówi kupa.
A poza tym często ganiałyście razem wieczorami po podwórku hałasując przy tym strasznie.
I niestety przyszedł ten dzień kiedy Ala powiedziała, że wyjeżdża, bo wraca już do domu.
Na początku nie płakałaś, ale potem jak poszłaś z mamą, żeby się pożegnać, to wróciłaś zapłakana.
I cały czas powtarzałaś, że będziesz tęsknić za Alą.
Troszkę zajęło nam, żeby Ci wytłumaczyć, dlaczego tak się dzieje.
A chwilę potem ktoś zapukał do drzwi. To była Ala, przyszła, żeby dać Ci list na pożegnanie.
To był bardzo miły gest, nawet ja się wzruszyłem, bo list był napisany/narysowany faktycznie przez Ale.
Jak tylko drzwi się zamknęły, to znowu zaczęłaś płakać i tęsknić za Alą.



Aha zapomniałbym.
To jest pierwszy list jaki ktoś dla Ciebie napisał.

Ten pieniążek to na szczęście

Dzisiaj po śniadaniu wyszliśmy na podwórko przed domkiem. Ja poszedłem do auta coś sprawdzić, a Ty pobiegłaś na drewnianą bujaną ławkę i zaczęłaś się huśtać.
Ja coś tam pogrzebałem przy aucie i zaraz podszedłem do Ciebie, żeby się też pohuśtać.
Chwilę się pohuśtaliśmy i zobaczyłem jak z kieszeni wypadł Ci pieniążek. Powiedziałem, żebyś go poszukała pod ławką.
Jak tylko go znalazłaś powiedziałem, że to na szczęście.
Na co Ty szybko odparłaś, że za ten pieniążek to można pozmywać wszystkie naczynia.

21 lipca 2009

Tata wandal

Był ranek w Mielnie. W telewizji leciały jakieś bajki, a my oglądaliśmy książeczkę ze zwierzątkami, w której było też dużo naklejek. Na stronach książeczki było kilka wolnych miejsc, w które należało przyklejać zwierzątka i przyklejaliśmy je razem.
Ja pomagałem Ci odkleić naklejkę, a Ty przyklejałaś ją na kartkach. Raz równo, raz krzywo, ale ogólnie szło nam nieźle.
Ale troszkę komplikowało nam zabawę to, że strony z naklejkami były wszyte w środek książeczki, a reszta książeczki to były strony ze zwierzakami.
Za każdym razem trzeba było otworzyć książeczkę na środku, odkleić naklejkę i potem poszukać konkretnej strony, żeby nakleić zwierzaka na jego miejsce.
Więc w końcu pomyślałem sobie, że przecież można wyrwać kartki z naklejkami i mieć je cały czas pod ręką.
Tak też zrobiłem.
I wtedy popatrzyłaś na mnie i powiedziałaś:
- Tata, ty jesteś wandal.
- Dlaczego tak mówisz? - zapytałem zdziwiony.
- Bo babcia powiedziała, że jak ktoś wyrywa kartki z książeczki to jest wandal - dodałaś bez zastanowienia.

No i wyszło na to, że jestem wandal. Pięknie.
Oczywiście racje jest po Twojej stronie.

20 lipca 2009

Deszczowa droga na wczasy

Wstaliśmy w nocy, mama i ja ubraliśmy się, pożegnaliśmy się z dziadkami i zabraliśmy Cię do samochodu.
Już wtedy zaczął padać deszcz, ale pomyślałem sobie, że troszkę popada i przestanie.
Jak się później okazało strasznie się pomyliłem, bo padało całą drogę. Czasami mocniej czasami słabiej, ale padało bez przerwy.
Tak więc jechało się fatalnie, na szczęście większość drogi przespałaś i obyło się bez większych rewelacji. Po drodze, jak już zrobiło się jasno, coś za oknem błysnęło i pewnie niedługo listonosz, ten sam który przyniósł Ci sandały, przyniesie mi mandat do zapłacenia.
Ale nic to, w ogóle się tym nie przejmuje.
Najważniejsze, że po prawie ośmiu godzinach jazdy dojechaliśmy do Mielna.
A na miejscu przywitał nas deszcz, a potem jak wyszliśmy na spacer to ten sam deszcz zaczął padać tak mocno, że ja i mama trochę przemokliśmy.
Ciebie na szczęście udało nam się uratować przed deszczem.

14 lipca 2009

Sandałki od listonosza

Nasza mama od pewnego czasu chodziła po sklepach z zamiarem kupienia Ci sandałek. Długo chodziła po sklepach, ale nic ciekawego nie mogła znaleźć.
I w końcu znalazła bardzo ciekawe sandałki w sklepie internetowym i tam je zamówiła.
Po kilku dniach przyszedł listonosz i przyniósł paczkę, w której były sandałki.
Paczkę odebrała babcia.
Jak mama wróciła z pracy i zapytała się Ciebie skąd masz takie ładne sandałki, to bez zastanowienia odpowiedziałaś, że od pana listonosza.

I wyszło na to, że listonosz kupił Ci sandałki.

12 lipca 2009

Po co?

Od pewnego czasu zamiast pytać: dlaczego?
Pytasz: po co?
Zabawnie to brzmi. Zwłaszcza kiedy nikt się tego nie spodziewa. I pomimo tego, że staramy się z mamą poprawiać Cię za każdym razem to i tak uparcie pytasz po swojemu.
Jak to mówi babcia Hela: Taki Ci przykład dam.

- Zosia nie wchodź na skalniak!
- Po co?

- Nie rzucaj kamieniami.
- Po co?

I tak to właśnie z Tobą jest, zawsze coś śmiesznego wymyślisz.
Ale to bardzo dobrze, bo wymyśłanie różnych rzeczy bardzo się w życiu przydaje.

10 lipca 2009

Pielęgniarka Zosia

Chorowałaś wtedy na zapalenie płuc i musieliśmy siedzieć w domu.
Pani doktor zabroniła Ci wychodzić na dwór, bo miałaś temperaturę.
Pogoda zresztą nie była najlepsza, jak to bywa pod koniec zimy. Starałem się wymyślać jakieś ciekawe rzeczy, żeby nam się nie nudziło. Trochę rysowaliśmy, czytałem i opowiadałem Ci bajki, bawiliśmy się klockami, było fajnie.
Ale po jakimś czasie to wszystko zaczęło się nam nudzić, bo ile można rysować?


I wtedy wymyśliliśmy, że zrobimy strój pielęgniarki i będziemy leczyć pluszowe miski i lalki.
Znalazłem w domu jakąś starą koszulę i przyciąłem trochę rękawy, potem wzięliśmy flamastry i zaczęliśmy upiększać Twój fartuch. Wyszło bardzo ładnie, na fartuchu był niebieski krzyż i napis „Pielęgniarka Zosia”. Pożyczyliśmy od mamy jakiś pasek, bo i tak ma ich tak dużo, że nie wiadomo tak do końca czy kiedyś jeszcze ktoś ich użyje.



Potem koniecznie musieliśmy zrobić specjalną czapkę dla pielęgniarek i zrobiliśmy ją z kawałka papieru, na którym narysowałem czarny pasek.
I strój był gotowy.
Pozostało tylko przygotować lekarskie przyrządy:
badaczkę, plaster, termometr, strzykawkę, gruszkę, butelkę i małą strzykawkę do podawania syropów.
Jak się szybko okazało wszystkie zabawki były chore i trzeba było ustawić je w kolejce.
Pielęgniarka Zosia spisała się na medal pomogła wszystkim potrzebującym.
Sprawdzała temperaturę, naklejała plastry, robiła zastrzyki i gruszką wyciągała smarki z zakatarzonych nosków.
A niektóre miśki i lalki to nawet kładłaś do łóżeczka i co chwila podawałaś im syropki.

Na szczęście udało nam się wyleczyć wszystkie lalki i zwierzaki i do tej pory czują się bardzo dobrze i często wspominają jak to pielęgniarka Zosia pomogła im wrócić do zdrowia.


A innym razem zrobiliśmy strój czarownicy, ale to zupełnie inna opowieść…

9 lipca 2009

MakaPaka jak żywy

To było jak miałaś 2,5 roku i pamiętam, że na pewno to była sobota.
Mama robiła w kuchni śniadanie, a ja wyjąłem Ci rolkę papieru do rysowania i rozwinąłem ją na ławie. Postawiłem na niej też pudełko z flamastrami i coś tam sobie mazialiśmy.
Potem usiadłem do stołu i rozmawiałem o czymś z mamą, a Ty sama rysowałaś flamastrami jakieś maziaje.
Po chwili mam wstała po coś i wtedy odwróciłem się do Ciebie żeby zobaczyć, co tym razem Ci wyszło. I wtedy zobaczyłem tego stworka narysowanego przez Ciebie. Był bardzo podobny do MakiPaki z "Dobranocnego ogrodu".
Zawołałem mamę, żeby zobaczyła co stworzyłaś i oboje nie mogliśmy się nadziwić, że dałaś radę tak pięknie go narysować.
Nie powiem, ale duma mnie rozpierała i zaraz też poszedłem po aparat i uwieczniłem tego stworka, bo to jest pierwszy rysunek Twojego autorstwa, który przedstawiał coś więcej niż tylko zwykła maziaje.

8 lipca 2009

Trzeba się dzielić

Wczoraj popołudniu, zaraz po objedzie wyszliśmy na dwór. Ja zabrałem się za malowanie altanki, a mama wyniosła sobie deskę, żelazko i wzięła się za prasowanie. Było bardzo ciepło, dlatego też ganialiście w samych majtkach i na boso.
Na podwórku mieliście rozbity namiot i zjeżdżalnie, która leżała na trawie. Zresztą ona ostatnio ciągle leży na trawie, bo normalne zjeżdżanie to już dawno się wam znudziło, może to i lepiej bo teraz jest bliżej ziemi.
Mateusz z Jakubem gdzieś poszli, a Ty i Bartek stanieliście pod domem i czymś tam się bawiliście. Nie trwało to długo, bo po krótkim czasie podeszłaś do mnie z poważną minką i zapytałaś:
- Tato, prawda że trzeba się dzielić?
- Oczywiście – odpowiedziałem szybko.
- To idź i wytłumacz Bartkowi, że trzeba się dzielić.

Domyśliliśmy się z mamą szybko, że Bartek miał coś, co Ty byś chciała mieć, bo tylko w tej sytuacji zasada „trzeba się dzielić” jest przez Ciebie stosowana.

7 lipca 2009

Do Budy!!!

Kiedyś jak miałaś dwa lata poszliśmy w niedziele do kościoła. W połowie mszy, zaraz potem jak wrzuciłaś pieniążka dla pana z koszyczkiem poszliśmy z Bartkiem na plac zabaw.

Bartek od razu podbiegł do słonia na sprężynie i zaczął się na nim bujać. A my szliśmy powoli w kierunku huśtawek. Przechodząc obok Bartka powiedziałaś mu, że idziemy się pohuśtać.
Bartek w jednej chwili zeskoczył ze słonia i zaczął biec w kierunku huśtawek, żeby zająć miejsce.
Ty też zaczęłaś biec, ale nie mogłaś go dogonić, bo szczawik biegł bardzo szybko i w mgnieniu oka znalazł się na huśtawce.
Widać było gołym okiem, jak wzbiera w tobie gniew i złość.
Podbiegłaś do niego zdenerwowana, wyciągnęłaś rękę i pokazując palcem w stronę cmentarza krzyknęłaś: „DO BUDY!”

No nie powiem córunia, ale nie wiedziałem co mam powiedzieć. Zatkało mnie, tak po prostu.
A do tego zrobiłem się czerwony jak burak, bo na placu zabaw było jeszcze kilka innych osób z dziećmi.

Po co to wszystko tato?

A wszystko to, bo Ciebie kochamy.

I jeszcze dlatego, żebyś wiedziała, co się działo gdy byłaś małą dziewczynką. I żebyśmy z mamą o niczym nie zapomnieli. Bo są czasami takie sytuacje i zdarzenia, o których warto pamiętać.
Mam nadzieje, że jak już będziesz mogła to przeczytać i będziesz umiała już pisać, to może wtedy wspólnie będziemy coś tu dopisywać.
A mama na pewno będzie dopisywać coś w komentarzach, jestem tego pewien.
Aha i jeszcze dlatego, że czasami potrafisz wymyślić takie rzeczy, że trudno mi uwierzyć w to co widzę i słyszę. I dlatego lepiej żeby to było zapisane.

Miłego czytania.