Kiedyś jak miałaś dwa lata poszliśmy w niedziele do kościoła. W połowie mszy, zaraz potem jak wrzuciłaś pieniążka dla pana z koszyczkiem poszliśmy z Bartkiem na plac zabaw.
Bartek od razu podbiegł do słonia na sprężynie i zaczął się na nim bujać. A my szliśmy powoli w kierunku huśtawek. Przechodząc obok Bartka powiedziałaś mu, że idziemy się pohuśtać.
Bartek w jednej chwili zeskoczył ze słonia i zaczął biec w kierunku huśtawek, żeby zająć miejsce.
Ty też zaczęłaś biec, ale nie mogłaś go dogonić, bo szczawik biegł bardzo szybko i w mgnieniu oka znalazł się na huśtawce.
Widać było gołym okiem, jak wzbiera w tobie gniew i złość.
Podbiegłaś do niego zdenerwowana, wyciągnęłaś rękę i pokazując palcem w stronę cmentarza krzyknęłaś: „DO BUDY!”
No nie powiem córunia, ale nie wiedziałem co mam powiedzieć. Zatkało mnie, tak po prostu.
A do tego zrobiłem się czerwony jak burak, bo na placu zabaw było jeszcze kilka innych osób z dziećmi.
7 lipca 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
:))))))))))))) pięknie, pięknie..!
OdpowiedzUsuń