dla Zosi, na potem...

31 sierpnia 2009

I znowu obrazki od Pani Novaczki


credits: Kawouette & Galiscrap "Sweet Blossom"
źródło: DigiScraps by Novaczka



credits: NatashaNaSt.Design "Overlays and WordArt "
źródło: DigiScraps by Novaczka



credits: NatashaNaSt.design "Explosion of fun"
źródło: DigiScraps by Novaczka



credits: MK.design kits, WA by AgaG
źródło: DigiScraps by Novaczka



credits: Diamante.design: "Butterfly Kisses", "Misty Morning", "Simplicity"
Kawouette.design "Sunny Cove",
źródło: DigiScraps by Novaczka

25 sierpnia 2009

Na festynie

W tą niedziele po obiedzie pojechaliśmy na festyn do Kobierzyc, który został zorganizowany z okazji uroczystości dożynkowych. Zabraliśmy ze sobą babcię Hele, żeby nie siedziała sama w domu.
Było bardzo ciepło i słonecznie.
Zaraz po przyjeździe spotkaliśmy Magdę i Damiana, babcie Grażyną, dziadka Piotrka i kilkudziesięciu innych motocyklistów znanych nam bardziej lub mniej.
Porozmawialiśmy troszkę i poszliśmy na dmuchany zamek, na który zresztą nie mogłaś się już doczekać.
Jak się okazało na miejscu, oprócz dmuchanego zamku, na miejscu były też inne dmuchane skocznie, trampoliny i baseny z kulkami. Już wtedy wiedziałem, że się zasiedzimy.
Później poszliśmy się przejść w poszukiwaniu innych atrakcji i zaraz za placem zabaw wyszliśmy na boisko, na którym zaparkowane były motory, tam też spotkaliśmy Tomka i Kasię.
Potem poszliśmy na drugą stronę boiska gdzie ustawione były różne pojazdy wojskowe. Stały tam też działka przeciwlotnicze. Na jedno z tych działek wsiadłaś i do spółki z jakimś chłopcem kręciliście czym się dało.
A zaraz potem trafiliśmy do namiotu, w którym panie malowały dzieciom na twarzach różne zwierzątka. Tobie namalowały kotka, którego zresztą sama sobie wybrałaś.
Potem pokręciliśmy się jeszcze troszkę po straganach. Spotkaliśmy babcie Jankę z dziadkiem Mietkiem, a potem znowu wylądowaliśmy na placu zabaw, gdzie wyskakałaś się za wszystkie czasy chyba.
A jak już wychodziliśmy to spotkaliśmy wujka Grześka, ciocię Kasię i chłopaków.







A potem to pojechaliśmy do domu.

24 sierpnia 2009

- Zosia, otwórz bramę.

Jak w każdą sobotę miałem troszkę roboty na podwórku. A to trawę trzeba ściąć, żywopłot przystrzyc i takie tam podwórkowe porządki.
A w tą sobotę dodatkowo miałem jeszcze wywieźć butelki plastikowe i szkło do kontenerów, które stoją niedaleko od domu. Zawsze wtedy zabieram Cię ze sobą, bo tłuczenie szkła to niezła frajda.
Ale akurat w tą sobotę przyjechała do nas babcia Hela i zamiast jechać ze mną, zostałaś z babcią i zrywałyście stokrotki z nieskoszonego jeszcze trawnika.
Ja w tym czasie zapakowałem do samochodu worek z plastikami i duży kubeł ze szkłem (butelki i stare słoiki) i podjechałem samochodem pod bramę.
- Otworzysz mi bramę? – Zapytałem Cię przez otwarte w aucie okno.
- No pewnie – krzyknęłaś i podbiegłaś do bramy.
Jak tylko otworzyłaś bramę to podjechałem kawałek i otworzyłem okno z drugiej strony auta.
- Zamknij bramę jak wyjadę – powiedziałem.
- A po co? Przecież zaraz będziesz wracał – powiedziałaś bez wahania i pobiegłaś do babci.

No tak – pomyślałem sobie - przecież nie będziesz latać na każde moje zawołanie.
I pojechałem, bo co tak będę stał pod bramą oniemiały.

18 sierpnia 2009

Sto lat Zośka!

13 sierpnia o godzinie 8:30 skończyłaś 3 lata. A w niedzielę zorganizowaliśmy z mamą urodzinowego grilla.
Zaprosiliśmy całą rodzinę i razem z nimi cieszyliśmy się, że już masz trzy lata!
Były prezenty, życzenia i tort zrobiony własnoręcznie przez ciocię Gosie.
Pogoda dopisała jak nigdy, mało tego, nie można było sobie wyobrazić lepszej. Było bardzo ciepło, dlatego wyciągnąłem basen, nalałem do niego troszkę wody i mogłaś z chłopakami się pluskać do woli. Co też robiliście, do czasu kiedy woda nie zaczęła przypominać kolorem błota, całe szczęście, że nie zgęstniała.
A wszystko dlatego, że troszkę kręciliście się po trawniku i ogólnie biegaliście na boso, po podwórku, a potem znowu wchodziliście do basenu.
Ale nic to, bo potem wykorzystałem wodę do podlewania kwiatów i trawnika.

Zapomniałbym dodać, że wymyliście nowy sposób na zjeżdżanie ze zjeżdżalni.
Zjeżdżanie na mokro.
Nie mam pojęcia kto to wymyślił, ale było szybko, śmiesznie i do tego pod zjeżdżalnią zrobiła się wielka kałuża z błotem, co okazało się jeszcze większą atrakcją niż samo zjeżdżanie.
Oczywiście ubłocone nogi myliście w basenie, co w dużej mierze przyczyniło się do zmiany wody w błoto.

A najważniejsze, że urodziny się udały, bo było dużo zabawy i śmiechu.





14 sierpnia 2009

Lalka (nie)płacząca

Na początku muszę napisać, że masz taką lalkę, która płacze jak się jej wyciągnie smoczek.

Było rano. Zjedliśmy śniadanie, a później pomagałaś mi myć naczynia, musiały być bardzo brudne, bo trochę pomoczyłaś koszulkę i majtki.
Trochę bardzo nawet, bo trzeba było się przebrać.
Poszliśmy do Twojego pokoju, żeby ubrać suche ciuchy. I właśnie tam leżała Twoja lalka.
Podniosłaś ją i powiedziałaś, że zabierzesz ją ze sobą na dwór. Zgodziłem się.
A wtedy nie wiadomo dlaczego rzuciłaś lalkę na podłogę.
- Zosiula, nie można jej tak rzucać, bo lalka będzie płakać - powiedziałem.
- No pewnie, że nie będzie, bo ma w buzi smoczek - dodałaś bez zastanowienia.

Ach, ta Twoja logika.

12 sierpnia 2009

Opowiadanie bajek

Zawsze lubiłem opowiadać Ci bajki. Pewnie dlatego, że nigdy nie wiadomo jak się ona potoczy i skończy. A wszystko dzięki Tobie i twoim „dodatkom”.
Teraz postaram się napisać jak wygląda nasze bajek opowiadanie. Podpowiem Ci tylko, że ta bajka została wymyślona przez nas na plaży w Mielnie.

- Tatusiu opowiesz mi bajkę? – Zapytała Zosia.
- No pewnie, że powiem – odparłem. – A o czym mam opowiedzieć?
- O Królu i koniku Garbusku jak pojechali nad morze i spotkali trolla – szybko dodałaś.
- No dobrze – odparłem.

Pewnego razu konik Garbusek pobiegł do Króla i zapytał go czy nie wybrałby się z nim nad morze, troszkę popływać i poopalać się. Królowi od razu spodobał się ten pomysł i zaraz też nakazał aby przyniesiono mu plecak z ręcznikiem, kocem, kanapkami i piciem.
Po chwili byli gotowi do wyjścia.
Król wskoczył na konika. Garbusek zadzwonił podkowami o bruk, tak że iskry posypały się na boki i ruszył z kopyta przez wielką bramę zamku.
Biegli przez pola i łąki tak szybko, że tylko wiatr mógł im dorównać.
Przebiegli tak kawałek łąki, aż dobiegli do lasu.

- W lesie były wilki – dodałaś.
W lesie były wilki, ale właśnie spały i król razem z konikiem Garbuskiem mogli po cichutku przejechać.
- Nie wilki nie spały – znowu dodałaś – tylko stały na drodze.
W lesie były wilki i na nieszczęście podróżników stały na drodze szczerząc zęby. Konik stanął dęba, a wtedy Król powiedział do wilków.
- Zejdźcie lepiej z drogi, bo inaczej posmakujecie mojego miecza – powiedział król wyciągając swój miecz.
Wilki uciekły w popłochu i więcej się nie pokazały.

- Konik Garbusek i król są odważni i nie boją się wilków – powiedziałaś.
- No pewnie, że się nie boją – dodałem.
Król schował miecz i ruszyli dalej.

Biegli dalej przez las, a po kilku krokach znaleźli się za lasem u podnóża gór.
Wbiegli szybko na wąskie, górskie ścieżki. Kurz i kamienie sypały się z pod kopyt biegnącego Garbuska.
Konik nagle zwolnił, bo zbliżali się do przepaści której brzegi łączył most. A przed mostem stał wielki troll.

- Troll był mały – dodałaś.
Przed mostem stał mały troll. Jak tylko Król z konikiem zbliżyli się do mostu troll zagrodził im drogę i powiedział:
- Ten kto chce przejść przez most, musi zapłacić dwie złote monety.
- Ale ja jestem królem i to jest moje królestwo – powiedział Król – lepiej zejdź nam z drogi trollu.
- Nie przepuszczam nikogo bez opłaty. – Powiedział troll, wyciągnął swoją maczugę i spojrzał groźnie na króla.
Król wyciągnął miecz i zaczął grozić trollowi.

- Nie to konik Garbusek pogonił trolla – wtrąciłaś.
Konik Garbusek uniósł wysoko kopyta i tak mocno uderzył nimi o kamienie, że aż echo się poniosło, a z pod podków posypały się iskry. Troll odskoczył wystraszony i uciekł gdzie pieprz rośnie.

Po przejściu przez most i zejściu z góry król i konik w końcu dotarli do morza. A tam mogli się już w końcu poopalać.

- Ale muszą jeszcze przecież zjeść kanapki i wypić picie – szybko dodałaś.
No tak, najpierw rozłożyli koc, potem zjedli kanapki, a potem poszli się kąpać i mogli się w końcu poopalać.

I to już koniec bajki o Królu, koniku Garbusku i trollu i ich wyprawie nad morze.


Jestem pewien, że jeszcze nie jedną bajkę wymyślimy wspólnie.

11 sierpnia 2009

Wycieczka do ZOO

W ostatnią niedzielę pojechaliśmy na wycieczkę do ZOO w Opolu.
Całą drogę przespałaś i nawet nie wiedziałaś gdzie jedziemy, bo to miała być niespodzianka.
Niespodzianka się udała, bo byłaś bardzo zaskoczona i zadowolona.
Od samego początku, jak tylko kupiliśmy bilety zaczęłaś pytać o małpki i tak już było przez całą wizytę. Na nieszczęścia, a może szczęście małpy znaleźliśmy na samym końcu.
A w między czasie oglądaliśmy inne zwierzęta. Wielbłądy, nosorożce, żyrafy, hipopotamy, foki i inne. Oczywiście ani przez moment nie przyćmiły one małpek, na które nie mogłaś się doczekać. Do czasu aż doszliśmy do goryli, które siedziały na swoim wybiegu i patrzyły się z obojętnością na tłumy ludzi. Chyba nie spodziewałaś się, że goryle tak wyglądają, bo widziałem po Twojej minie, że jesteś troszkę zaskoczona.
Zaraz po wizycie u goryli poszliśmy szukać małpek, które w końcu udało nam się znaleźć. Co prawda nie ma tu takiego wybiegu dla małp jak we Wrocławiu, ale małpy i tak podobały Ci się najbardziej. Pewnie dlatego, że też było ich tu bardzo dużo i do tego były bardzo różne. Niektóre bardzo małe, a inne większe. Oczywiście te najmniejsze były najfajniejsze.

A zapomniałbym dodać, że chyba największą frajdę z całej wycieczki po ZOO miałaś bawiąc się na kilku placach zabaw, które tam się znajdowały i muszę przyznać, że naprawdę były ciekawie pomyślane.

6 sierpnia 2009

Nigdy nie polubię rotawirusów

Czasami zdarzają się takie rzeczy, które nieproszone i nie wiadomo skąd po prostu się przytrafiają.
Tak właśnie było pod koniec 2008 roku.
W sobotę zabraliśmy Cię z mamą na Mikołajki organizowane przez moją firmę, było tam bardzo dużo dzieci, był magik i oczywiście był Mikołaj, który rozdawał prezenty.
W niedziele nic nie wskazywało na to, że coś jest z Tobą nie tak.
Ale w poniedziałek mama musiała zwolnić się z pracy bo od rana wymiotowałaś i miałaś biegunkę. Więc mama zabrała Cię do lekarza.
Lekarz przepisał leki i kazał podawać Ci dużo płynów. Niestety leki chyba w ogóle nie docierały tam gdzie powinny dotrzeć, bo zaraz potem jak je połknęłaś wracały tą samą drogą.
Popołudniu mama zabrała Cię z dziadkami do innego lekarza, który nie stwierdził odwodnienia i też przepisał leki doustne i kazał dużo pić.
Wieczorem, było jeszcze gorzej, całkiem opadłaś z sił i nawet na rękach trzeba było Cię podtrzymywać, bo dosłownie leciałaś z rąk. Nie reagowałaś też na nasze słowa i nie odpowiadałaś na pytania. Nie wiedzieliśmy z mamą co mamy robić, a byliśmy już bardzo wystraszeni.
Postanowiliśmy zabrać Cię do szpitala.

Ubraliśmy się szybko i pojechaliśmy na izbę przyjęć, tam okazało się że jesteś bardzo odwodniona i musisz zostać w szpitalu.
Z jednej strony ucieszyliśmy się bo w szpitalu podawali Ci płyny i leki, poza tym byłaś pod stałą opieką, a z drugiej strony zamartwialiśmy się strasznie.
W szpitalu nie było za bardzo miejsca, bo okazało się że rotawirusy zaatakowały bardzo dużo dzieci i dlatego położono Cię na świetlicy. Miało to swój plus. Był tam telewizor, co z kolei chociaż troszkę ucieszyło mamę, która była z Tobą przez cały czas.

Pierwsze dni w szpitalu to był prawdziwy koszmar. Prawie cały czas spałaś, nie było z Tobą żadnego kontaktu. Siedzieliśmy z mamą przy Tobie i patrzyliśmy na Ciebie jak śpisz. Mieliśmy też na oku wenflon, przez którzy prawie cały czas sączyły się jakieś leki.
Patrzeliśmy też na siebie z bezradnością w zapłakanych oczach.
Jak już się budziłaś to wpatrywałaś się w jeden punkt i nie reagowałaś na nasze pytania.
Byliśmy bardzo wystraszeni, zwłaszcza że prawie nic nie mówiłaś, nie uśmiechałaś się i byłaś taka inna, spokojna, wystraszona, bez tej iskierki w oczach.
A za to w naszych oczach wtedy na stałe zagościły łzy.

Nie mogliśmy prawie nic zrobić poza czekaniem, a to jest najgorsze i najbardziej nas smuciło.
Modliliśmy się za to o poprawę i o jak najszybsze Twoje wyzdrowienie.
Przyjeżdżałem do was codziennie, żeby wspierać mamę i przywieźć potrzebne rzeczy.

Na szczęście i dzięki Bogu po kilku dniach zaczęłaś coś mówić, oglądać telewizje i słuchać czytanych przez nas bajek.
Zadawaliśmy Ci wtedy z mamą pytania, które miały sprawdzić czy wszystko z Tobą jest w porządku. Pytaliśmy o nasze imiona i imiona dziadków i zadawaliśmy inne łatwe pytania. Na szczęście na większość z nich odpowiadałaś poprawnie.

Potem Twój stan zaczął się powoli poprawiać.
Na początku nie miałaś apetytu, ale po kilku dniach zaczęłaś jeść tak, że dla mamy nic nie zostawało i musiałem jej coś po drodze kupować.
W końcu zaczęłaś się uśmiechać i z nami rozmawiać. Oglądałaś telewizor i prosiłaś o czytanie bajek. Wtedy dopiero z mamą poczuliśmy ulgę i też zaczęliśmy się cieszyć. Bo było widać gołym okiem, że wracasz do zdrowia.

W szpitalu spędziłaś z mamą około tygodnia, poznałaś koleżankę, której imienia już nie pamiętam, ale pamiętam jak kłóciłyście się o zabawki i wspólnie oglądaliście bajki w telewizji.

A jak przywiozłem was do domu, to też wszyscy płakali, ale tym razem ze szczęścia.

Po kolei, najpierw ja.

Wczoraj pojechaliśmy z Mateuszem i mamą do babci Heli.
Jak przyjechaliśmy to Tomek rozsypywał piasek na podwórku i jeździł po tym taką maszyną, która miała go dobrze ubić. Przy okazji ubijania robiła też dużo hałasu, który zagłuszał wszystkie inne dźwięki.
Usiedliśmy w piaskownicy, ja patrzyłem co robi Tomaszek, a wy bawiliście się w piasku. Potem niewiadomo skąd w piaskownicy pojawiło się niewielkie, kolorowe pianinko.
Co prawda nie miało baterii i nie wydawało z siebie żadnych dźwięków, ale w ogóle wam to nie przeszkadzało, zwłaszcza w kłóceniu się o nie.
Wtedy Tomek wyłączył maszynę i zrobiło się cicho i przyjemnie.
Wzięłaś pianinko w swoje ręce i powiedziałaś do Mateusza.
– Bawimy się po kolei… najpierw ja, a potem ty.
Potem odwróciłaś się do mnie i poprosiłaś.
- Tato, możesz mu wytłumaczyć, że bawimy się po kolei.

Nie miałem nic do dodania.

5 sierpnia 2009

Piekne obrazki od pani Novaczki

A to kochanie piękne obrazki, które tworzy pani Novaczka. A dodaje je tutaj dlatego, że Ty występujesz na nich w roli głównej. Pewnie jeszcze nie jeden taki obrazek tu zamieszczę.

credits: Kawouette.design "Summer Fun", "Sunny Cove", WA by Natalie,
źródło: DigiScraps by Novaczka


credits: by Studio GlamFairy "Be careful what You wish for", WA by AgaWa
źródło: DigiScraps by Novaczka


credits: by Mystique.design "Twinkle, Twinkle Little Star"
źródło: DigiScraps by Novaczka

3 sierpnia 2009

Platfusy

Zawsze jak idę położyć Cię spać to opowiadam Ci bajki i nie inaczej było też wczorajszego wieczoru.
Wymyśliłem bajkę o gorylicy Betty, małpce Fiki-Miki i małej Zosi (no Zosię to akurat wymyśliłaś Ty).
I w tej bajce małpka, gorylica i Zosia znalazły w dżungli niewielki staw, w którym była bardzo czysta woda i mogły się tam kąpać. Zaraz też wymyśliłaś że była tam zjeżdżalnia i że wszyscy zjeżdżali do wody i śmiali się.
Potem wspomniałem, że w wodzie pływały różne rybki i żabki.
Na co Ty szybko dodałaś:
- i pływały też tam platfusy.
- Jakie platfusy? – Zapytałem, bo nie miałem pojęcia o co chodzi.
- No takie platfusy, co pływają w wodzie i ich nie widać – dodałaś szybko.
- Chyba meduzy – podpowiedziałem.
- Tak, meduzy – potwierdziłaś.

Strasznie mi się chciało śmiać, ale jakoś udało mi się powstrzymać. Ale potem jak już zasnęłaś i opowiedziałem o tym mamie, to śmiałem się z nią do łez.