dla Zosi, na potem...

27 listopada 2009

Hipopotam

Dzień jak co dzień.
Po przedszkolu, poszłaś do chłopaków. Znaczy się normalka.
Tym razem jak mama wróciła z pracy, to chciałaś z chłopakami iść do nas, ale w związku z tym, że Bartuś jest chory i nie może wychodzić z domu zostaliście u chłopaków, żeby Bartusiowi nie było smutno.
Mama poszła do domu, żeby zjeść obiad i zaraz miała do was przyjść żebyście mogli się razem pobawić.
Mama jak tylko zjadła obiad to zaraz do was przyszła.
Trochę się bawiliście i przyszedł czas na rysowanie.
Każdy dostał swoją kartkę i zaczęliście rysować.
Mateusz oczywiście Star Wers. Bartuś poprosił żeby mama narysowała mu rower, a on dorysował jakiegoś stwora, który nie był podobny absolutnie do niczego.
A Ty postanowiłaś narysować wujka Grzesia. I trzeba przyznać, że wyszedł ci bezbłędny. Toczka w toczkę wujaszek. Okrągły brzuszek na nim sweterek na guziki, szczecina na głowie, a po sugestiach wujka nawet brodę dorysowałaś.
Po wujku przyszedł czas na ciocię Kasię. Zaczęło się tradycyjnie od głowy, potem przeszedł czas na brzuszek ale jakoś tak wyszedł ci pod skosem wiec wyglądało to tak jakby ciocia leżała ale jak dorysowałaś oczy to okazało się ze jakoś tak za blisko siebie ci wyszły. Wiec przyjrzałaś się obrazkowi i stwierdziłaś – Oj wyszedł mi hipopotam. :D

Mama razem z chłopakami, ciocią i wujkiem popłakali się ze śmiechu. Ty też zaczęłaś się śmiać, ale chyba nie do końca wiedziałaś z czego.

24 listopada 2009

Angielski do poduszki

Wieczorem poszłaś położyć się spać z mamą i standardowo wzięłyście sobie jakąś bajkę do czytania.
Mama zaczęła ją Tobie czytać, ale po chwili jej przerwałaś.
- Kabek – powiedziałaś.
- Co powiedziałaś? – Spytała mama.
- Kabek – powtórzyłaś.
- A co to znaczy?
- Tak się mówi po angielsku – odparłaś.
- Ale co się mówi? – Spytała mama.
- Akłont kabek – dodałaś.
Po chwili mama wpadła na to, że chodziło Ci o „i want come back”. I wytłumaczyła Ci, że to znaczy, „ja chcę wrócić”.
Potem nie dawałaś mamie spokoju i mama musiała ten zwrot rozłożyć na czynniki pierwsze i tłumaczyła Ci poszczególne słowa.
Na końcu przyszedł czas na „back” (fonetycznie bek).
- Słowo „back” oznacza „wrócić” – powiedziała mama.
- Nie, bek, to jest taki bek – powiedziałaś.
- Jaki bek?
- No jak ktoś beknie to jest bek – szybko dodałaś.

Potem powiedziałaś, że „rodzina” to po angielsku „femeli”
- Mówi się femili – poprawiła Cię mama.
- Nie, femeli – powiedziałaś
- Naprawdę mówi się femili – powtórzyła mama.
- Nie, femeli – powiedziałaś już ze łzami w oczach. – Pani nam tak powiedziała w przedszkolu.
- Tak masz rację, femeli – powiedziała mama, tylko dlatego, żeby nie doprowadzić Cię do płaczu.
Wtedy pogłaskałaś mamę po twarzy i tak pogodnie popatrzyłaś na nią.
- Ładnie powiedziałaś – dodałaś z zadowoleniem w głosie.

Następnie powiedziałaś mamie, że jest jeszcze siostra i mówi się „sister”, brat – „brader”, tatuś – „tadi”, mama – „mami” lub „mam” i dziadek – „grendpa”.
Potem mama zapytała jak jest babcia, na co odpowiedziałaś szybko, że babci to jeszcze nie było…

I tego wszystkiego nauczyłaś się w jeden dzień, na angielskim w przedszkolu. Ja i mama jesteśmy z Ciebie dumni i to bardzo.

22 listopada 2009

Tramwajowa tajemnica

Dzisiaj rano odwiozłem Ciebie do przedszkola, a Mateusza do szkoły.
Bartek został w domu z ciocią Kasią, bo chyba się przeziębił.
Jak wysiadaliśmy z samochodu to przypomniałem Ci, że wczoraj jechałaś tramwajem i że możesz o tym opowiedzieć swoim koleżankom i kolegom.
- Lepiej im nie powiem, bo też będą chcieli jechać tramwajem – powiedziałaś.
- No to może wtedy niech poproszą swoich rodziców, żeby zabrali ich na tramwajową przejażdżkę. – Dodałem.
- Nie tato, lepiej niech to będzie nasza tajemnica. – dodałaś szeptem.

No właśnie lepiej tego nie rozpowiadać, bo brakuje tylko, żeby wszyscy chcieli jeździć tramwajem.

Zosia i tramwaj.


Dzisiaj miała miejsce historyczna chwila. Po raz pierwszy jechałaś tramwajem.
A było to tak.
Po obiedzie wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy do Wrocławia.
Wysadziłem was na stacji benzynowej i poczekałem aż przyjedzie tramwaj.
Jak tylko wsiadłyście to ruszyłem i pojechałem trzy przestanki dalej i tam na was czekałem.
A w tym czasie Ty i mama wsiadłyście do tramwaju. Najpierw otworzyłaś drzwi naciskając guziczek, a potem skasowałaś bilety i usiadłyście na miejscach.
Mama opowiadała, że bardzo Ci się podobało i że zaczepiła was jakaś miłą pani, która stwierdziła, że jesteś bardzo ładną i mądrą dziewczynką, bo dużo mówisz i zadajesz pytania.

Ja czekałem na was na przestanku i żałowałem, że nie zabrałem aparatu, bo warto by było zrobić jakieś zdjęcie. Potem próbowałem zrobić jakieś zdjęcie telefonem, ale marnie mi to wyszło.

A potem, zaraz jak tylko wysiadłyście z tramwaju to wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy na zakupy.

7 listopada 2009

Ale plama

Wczoraj wieczorem byliśmy u babci Helenki, jak zwykle zresztą.
Tak się akurat szczęśliwie złożyło, że babcia miała galaretę, a ja po całym dniu ciężkiego układania puzzli byłem strasznie głodny.
Więc jak tylko przyjechaliśmy, to poszedłem do kuchni i nałożyłem sobie troszkę.
Zapytałem Ciebie czy też chcesz, ale powiedziałaś, że nie.
W garnku na kuchni stała fasolka po bretońsku której chciałaś koniecznie spróbować. Nałożyłem Ci trochę na talerzyk i poszliśmy jeść do pokoju.
Ja wcinałem galaretę na narożniku, a Ty jadłaś fasolkę z chlebem przy stole.
Jedząc zerkałem co jakiś czas na Ciebie i udało mi się zauważyć jak mały kawałek chleba umoczony w sosie upadł na stół przed Tobą.
Prawie niezauważalnie zerknęłaś na mnie, żeby sprawdzić czy to widziałem. Ja oczywiście udawałem, że nic nie widzę.
Wtedy podniosłaś chlebek ze stołu i zjadłaś go, a talerzyk przysunęłaś do siebie zasłaniając plamę.
A żeby tego było mało to jeszcze wytarłaś rączkę o spód stołu.

No nie ma co, kulturka na wysoki połysk.