dla Zosi, na potem...

31 sierpnia 2009

I znowu obrazki od Pani Novaczki


credits: Kawouette & Galiscrap "Sweet Blossom"
źródło: DigiScraps by Novaczka



credits: NatashaNaSt.Design "Overlays and WordArt "
źródło: DigiScraps by Novaczka



credits: NatashaNaSt.design "Explosion of fun"
źródło: DigiScraps by Novaczka



credits: MK.design kits, WA by AgaG
źródło: DigiScraps by Novaczka



credits: Diamante.design: "Butterfly Kisses", "Misty Morning", "Simplicity"
Kawouette.design "Sunny Cove",
źródło: DigiScraps by Novaczka

25 sierpnia 2009

Na festynie

W tą niedziele po obiedzie pojechaliśmy na festyn do Kobierzyc, który został zorganizowany z okazji uroczystości dożynkowych. Zabraliśmy ze sobą babcię Hele, żeby nie siedziała sama w domu.
Było bardzo ciepło i słonecznie.
Zaraz po przyjeździe spotkaliśmy Magdę i Damiana, babcie Grażyną, dziadka Piotrka i kilkudziesięciu innych motocyklistów znanych nam bardziej lub mniej.
Porozmawialiśmy troszkę i poszliśmy na dmuchany zamek, na który zresztą nie mogłaś się już doczekać.
Jak się okazało na miejscu, oprócz dmuchanego zamku, na miejscu były też inne dmuchane skocznie, trampoliny i baseny z kulkami. Już wtedy wiedziałem, że się zasiedzimy.
Później poszliśmy się przejść w poszukiwaniu innych atrakcji i zaraz za placem zabaw wyszliśmy na boisko, na którym zaparkowane były motory, tam też spotkaliśmy Tomka i Kasię.
Potem poszliśmy na drugą stronę boiska gdzie ustawione były różne pojazdy wojskowe. Stały tam też działka przeciwlotnicze. Na jedno z tych działek wsiadłaś i do spółki z jakimś chłopcem kręciliście czym się dało.
A zaraz potem trafiliśmy do namiotu, w którym panie malowały dzieciom na twarzach różne zwierzątka. Tobie namalowały kotka, którego zresztą sama sobie wybrałaś.
Potem pokręciliśmy się jeszcze troszkę po straganach. Spotkaliśmy babcie Jankę z dziadkiem Mietkiem, a potem znowu wylądowaliśmy na placu zabaw, gdzie wyskakałaś się za wszystkie czasy chyba.
A jak już wychodziliśmy to spotkaliśmy wujka Grześka, ciocię Kasię i chłopaków.







A potem to pojechaliśmy do domu.

24 sierpnia 2009

- Zosia, otwórz bramę.

Jak w każdą sobotę miałem troszkę roboty na podwórku. A to trawę trzeba ściąć, żywopłot przystrzyc i takie tam podwórkowe porządki.
A w tą sobotę dodatkowo miałem jeszcze wywieźć butelki plastikowe i szkło do kontenerów, które stoją niedaleko od domu. Zawsze wtedy zabieram Cię ze sobą, bo tłuczenie szkła to niezła frajda.
Ale akurat w tą sobotę przyjechała do nas babcia Hela i zamiast jechać ze mną, zostałaś z babcią i zrywałyście stokrotki z nieskoszonego jeszcze trawnika.
Ja w tym czasie zapakowałem do samochodu worek z plastikami i duży kubeł ze szkłem (butelki i stare słoiki) i podjechałem samochodem pod bramę.
- Otworzysz mi bramę? – Zapytałem Cię przez otwarte w aucie okno.
- No pewnie – krzyknęłaś i podbiegłaś do bramy.
Jak tylko otworzyłaś bramę to podjechałem kawałek i otworzyłem okno z drugiej strony auta.
- Zamknij bramę jak wyjadę – powiedziałem.
- A po co? Przecież zaraz będziesz wracał – powiedziałaś bez wahania i pobiegłaś do babci.

No tak – pomyślałem sobie - przecież nie będziesz latać na każde moje zawołanie.
I pojechałem, bo co tak będę stał pod bramą oniemiały.

18 sierpnia 2009

Sto lat Zośka!

13 sierpnia o godzinie 8:30 skończyłaś 3 lata. A w niedzielę zorganizowaliśmy z mamą urodzinowego grilla.
Zaprosiliśmy całą rodzinę i razem z nimi cieszyliśmy się, że już masz trzy lata!
Były prezenty, życzenia i tort zrobiony własnoręcznie przez ciocię Gosie.
Pogoda dopisała jak nigdy, mało tego, nie można było sobie wyobrazić lepszej. Było bardzo ciepło, dlatego wyciągnąłem basen, nalałem do niego troszkę wody i mogłaś z chłopakami się pluskać do woli. Co też robiliście, do czasu kiedy woda nie zaczęła przypominać kolorem błota, całe szczęście, że nie zgęstniała.
A wszystko dlatego, że troszkę kręciliście się po trawniku i ogólnie biegaliście na boso, po podwórku, a potem znowu wchodziliście do basenu.
Ale nic to, bo potem wykorzystałem wodę do podlewania kwiatów i trawnika.

Zapomniałbym dodać, że wymyliście nowy sposób na zjeżdżanie ze zjeżdżalni.
Zjeżdżanie na mokro.
Nie mam pojęcia kto to wymyślił, ale było szybko, śmiesznie i do tego pod zjeżdżalnią zrobiła się wielka kałuża z błotem, co okazało się jeszcze większą atrakcją niż samo zjeżdżanie.
Oczywiście ubłocone nogi myliście w basenie, co w dużej mierze przyczyniło się do zmiany wody w błoto.

A najważniejsze, że urodziny się udały, bo było dużo zabawy i śmiechu.





14 sierpnia 2009

Lalka (nie)płacząca

Na początku muszę napisać, że masz taką lalkę, która płacze jak się jej wyciągnie smoczek.

Było rano. Zjedliśmy śniadanie, a później pomagałaś mi myć naczynia, musiały być bardzo brudne, bo trochę pomoczyłaś koszulkę i majtki.
Trochę bardzo nawet, bo trzeba było się przebrać.
Poszliśmy do Twojego pokoju, żeby ubrać suche ciuchy. I właśnie tam leżała Twoja lalka.
Podniosłaś ją i powiedziałaś, że zabierzesz ją ze sobą na dwór. Zgodziłem się.
A wtedy nie wiadomo dlaczego rzuciłaś lalkę na podłogę.
- Zosiula, nie można jej tak rzucać, bo lalka będzie płakać - powiedziałem.
- No pewnie, że nie będzie, bo ma w buzi smoczek - dodałaś bez zastanowienia.

Ach, ta Twoja logika.

12 sierpnia 2009

Opowiadanie bajek

Zawsze lubiłem opowiadać Ci bajki. Pewnie dlatego, że nigdy nie wiadomo jak się ona potoczy i skończy. A wszystko dzięki Tobie i twoim „dodatkom”.
Teraz postaram się napisać jak wygląda nasze bajek opowiadanie. Podpowiem Ci tylko, że ta bajka została wymyślona przez nas na plaży w Mielnie.

- Tatusiu opowiesz mi bajkę? – Zapytała Zosia.
- No pewnie, że powiem – odparłem. – A o czym mam opowiedzieć?
- O Królu i koniku Garbusku jak pojechali nad morze i spotkali trolla – szybko dodałaś.
- No dobrze – odparłem.

Pewnego razu konik Garbusek pobiegł do Króla i zapytał go czy nie wybrałby się z nim nad morze, troszkę popływać i poopalać się. Królowi od razu spodobał się ten pomysł i zaraz też nakazał aby przyniesiono mu plecak z ręcznikiem, kocem, kanapkami i piciem.
Po chwili byli gotowi do wyjścia.
Król wskoczył na konika. Garbusek zadzwonił podkowami o bruk, tak że iskry posypały się na boki i ruszył z kopyta przez wielką bramę zamku.
Biegli przez pola i łąki tak szybko, że tylko wiatr mógł im dorównać.
Przebiegli tak kawałek łąki, aż dobiegli do lasu.

- W lesie były wilki – dodałaś.
W lesie były wilki, ale właśnie spały i król razem z konikiem Garbuskiem mogli po cichutku przejechać.
- Nie wilki nie spały – znowu dodałaś – tylko stały na drodze.
W lesie były wilki i na nieszczęście podróżników stały na drodze szczerząc zęby. Konik stanął dęba, a wtedy Król powiedział do wilków.
- Zejdźcie lepiej z drogi, bo inaczej posmakujecie mojego miecza – powiedział król wyciągając swój miecz.
Wilki uciekły w popłochu i więcej się nie pokazały.

- Konik Garbusek i król są odważni i nie boją się wilków – powiedziałaś.
- No pewnie, że się nie boją – dodałem.
Król schował miecz i ruszyli dalej.

Biegli dalej przez las, a po kilku krokach znaleźli się za lasem u podnóża gór.
Wbiegli szybko na wąskie, górskie ścieżki. Kurz i kamienie sypały się z pod kopyt biegnącego Garbuska.
Konik nagle zwolnił, bo zbliżali się do przepaści której brzegi łączył most. A przed mostem stał wielki troll.

- Troll był mały – dodałaś.
Przed mostem stał mały troll. Jak tylko Król z konikiem zbliżyli się do mostu troll zagrodził im drogę i powiedział:
- Ten kto chce przejść przez most, musi zapłacić dwie złote monety.
- Ale ja jestem królem i to jest moje królestwo – powiedział Król – lepiej zejdź nam z drogi trollu.
- Nie przepuszczam nikogo bez opłaty. – Powiedział troll, wyciągnął swoją maczugę i spojrzał groźnie na króla.
Król wyciągnął miecz i zaczął grozić trollowi.

- Nie to konik Garbusek pogonił trolla – wtrąciłaś.
Konik Garbusek uniósł wysoko kopyta i tak mocno uderzył nimi o kamienie, że aż echo się poniosło, a z pod podków posypały się iskry. Troll odskoczył wystraszony i uciekł gdzie pieprz rośnie.

Po przejściu przez most i zejściu z góry król i konik w końcu dotarli do morza. A tam mogli się już w końcu poopalać.

- Ale muszą jeszcze przecież zjeść kanapki i wypić picie – szybko dodałaś.
No tak, najpierw rozłożyli koc, potem zjedli kanapki, a potem poszli się kąpać i mogli się w końcu poopalać.

I to już koniec bajki o Królu, koniku Garbusku i trollu i ich wyprawie nad morze.


Jestem pewien, że jeszcze nie jedną bajkę wymyślimy wspólnie.

11 sierpnia 2009

Wycieczka do ZOO

W ostatnią niedzielę pojechaliśmy na wycieczkę do ZOO w Opolu.
Całą drogę przespałaś i nawet nie wiedziałaś gdzie jedziemy, bo to miała być niespodzianka.
Niespodzianka się udała, bo byłaś bardzo zaskoczona i zadowolona.
Od samego początku, jak tylko kupiliśmy bilety zaczęłaś pytać o małpki i tak już było przez całą wizytę. Na nieszczęścia, a może szczęście małpy znaleźliśmy na samym końcu.
A w między czasie oglądaliśmy inne zwierzęta. Wielbłądy, nosorożce, żyrafy, hipopotamy, foki i inne. Oczywiście ani przez moment nie przyćmiły one małpek, na które nie mogłaś się doczekać. Do czasu aż doszliśmy do goryli, które siedziały na swoim wybiegu i patrzyły się z obojętnością na tłumy ludzi. Chyba nie spodziewałaś się, że goryle tak wyglądają, bo widziałem po Twojej minie, że jesteś troszkę zaskoczona.
Zaraz po wizycie u goryli poszliśmy szukać małpek, które w końcu udało nam się znaleźć. Co prawda nie ma tu takiego wybiegu dla małp jak we Wrocławiu, ale małpy i tak podobały Ci się najbardziej. Pewnie dlatego, że też było ich tu bardzo dużo i do tego były bardzo różne. Niektóre bardzo małe, a inne większe. Oczywiście te najmniejsze były najfajniejsze.

A zapomniałbym dodać, że chyba największą frajdę z całej wycieczki po ZOO miałaś bawiąc się na kilku placach zabaw, które tam się znajdowały i muszę przyznać, że naprawdę były ciekawie pomyślane.

6 sierpnia 2009

Nigdy nie polubię rotawirusów

Czasami zdarzają się takie rzeczy, które nieproszone i nie wiadomo skąd po prostu się przytrafiają.
Tak właśnie było pod koniec 2008 roku.
W sobotę zabraliśmy Cię z mamą na Mikołajki organizowane przez moją firmę, było tam bardzo dużo dzieci, był magik i oczywiście był Mikołaj, który rozdawał prezenty.
W niedziele nic nie wskazywało na to, że coś jest z Tobą nie tak.
Ale w poniedziałek mama musiała zwolnić się z pracy bo od rana wymiotowałaś i miałaś biegunkę. Więc mama zabrała Cię do lekarza.
Lekarz przepisał leki i kazał podawać Ci dużo płynów. Niestety leki chyba w ogóle nie docierały tam gdzie powinny dotrzeć, bo zaraz potem jak je połknęłaś wracały tą samą drogą.
Popołudniu mama zabrała Cię z dziadkami do innego lekarza, który nie stwierdził odwodnienia i też przepisał leki doustne i kazał dużo pić.
Wieczorem, było jeszcze gorzej, całkiem opadłaś z sił i nawet na rękach trzeba było Cię podtrzymywać, bo dosłownie leciałaś z rąk. Nie reagowałaś też na nasze słowa i nie odpowiadałaś na pytania. Nie wiedzieliśmy z mamą co mamy robić, a byliśmy już bardzo wystraszeni.
Postanowiliśmy zabrać Cię do szpitala.

Ubraliśmy się szybko i pojechaliśmy na izbę przyjęć, tam okazało się że jesteś bardzo odwodniona i musisz zostać w szpitalu.
Z jednej strony ucieszyliśmy się bo w szpitalu podawali Ci płyny i leki, poza tym byłaś pod stałą opieką, a z drugiej strony zamartwialiśmy się strasznie.
W szpitalu nie było za bardzo miejsca, bo okazało się że rotawirusy zaatakowały bardzo dużo dzieci i dlatego położono Cię na świetlicy. Miało to swój plus. Był tam telewizor, co z kolei chociaż troszkę ucieszyło mamę, która była z Tobą przez cały czas.

Pierwsze dni w szpitalu to był prawdziwy koszmar. Prawie cały czas spałaś, nie było z Tobą żadnego kontaktu. Siedzieliśmy z mamą przy Tobie i patrzyliśmy na Ciebie jak śpisz. Mieliśmy też na oku wenflon, przez którzy prawie cały czas sączyły się jakieś leki.
Patrzeliśmy też na siebie z bezradnością w zapłakanych oczach.
Jak już się budziłaś to wpatrywałaś się w jeden punkt i nie reagowałaś na nasze pytania.
Byliśmy bardzo wystraszeni, zwłaszcza że prawie nic nie mówiłaś, nie uśmiechałaś się i byłaś taka inna, spokojna, wystraszona, bez tej iskierki w oczach.
A za to w naszych oczach wtedy na stałe zagościły łzy.

Nie mogliśmy prawie nic zrobić poza czekaniem, a to jest najgorsze i najbardziej nas smuciło.
Modliliśmy się za to o poprawę i o jak najszybsze Twoje wyzdrowienie.
Przyjeżdżałem do was codziennie, żeby wspierać mamę i przywieźć potrzebne rzeczy.

Na szczęście i dzięki Bogu po kilku dniach zaczęłaś coś mówić, oglądać telewizje i słuchać czytanych przez nas bajek.
Zadawaliśmy Ci wtedy z mamą pytania, które miały sprawdzić czy wszystko z Tobą jest w porządku. Pytaliśmy o nasze imiona i imiona dziadków i zadawaliśmy inne łatwe pytania. Na szczęście na większość z nich odpowiadałaś poprawnie.

Potem Twój stan zaczął się powoli poprawiać.
Na początku nie miałaś apetytu, ale po kilku dniach zaczęłaś jeść tak, że dla mamy nic nie zostawało i musiałem jej coś po drodze kupować.
W końcu zaczęłaś się uśmiechać i z nami rozmawiać. Oglądałaś telewizor i prosiłaś o czytanie bajek. Wtedy dopiero z mamą poczuliśmy ulgę i też zaczęliśmy się cieszyć. Bo było widać gołym okiem, że wracasz do zdrowia.

W szpitalu spędziłaś z mamą około tygodnia, poznałaś koleżankę, której imienia już nie pamiętam, ale pamiętam jak kłóciłyście się o zabawki i wspólnie oglądaliście bajki w telewizji.

A jak przywiozłem was do domu, to też wszyscy płakali, ale tym razem ze szczęścia.

Po kolei, najpierw ja.

Wczoraj pojechaliśmy z Mateuszem i mamą do babci Heli.
Jak przyjechaliśmy to Tomek rozsypywał piasek na podwórku i jeździł po tym taką maszyną, która miała go dobrze ubić. Przy okazji ubijania robiła też dużo hałasu, który zagłuszał wszystkie inne dźwięki.
Usiedliśmy w piaskownicy, ja patrzyłem co robi Tomaszek, a wy bawiliście się w piasku. Potem niewiadomo skąd w piaskownicy pojawiło się niewielkie, kolorowe pianinko.
Co prawda nie miało baterii i nie wydawało z siebie żadnych dźwięków, ale w ogóle wam to nie przeszkadzało, zwłaszcza w kłóceniu się o nie.
Wtedy Tomek wyłączył maszynę i zrobiło się cicho i przyjemnie.
Wzięłaś pianinko w swoje ręce i powiedziałaś do Mateusza.
– Bawimy się po kolei… najpierw ja, a potem ty.
Potem odwróciłaś się do mnie i poprosiłaś.
- Tato, możesz mu wytłumaczyć, że bawimy się po kolei.

Nie miałem nic do dodania.

5 sierpnia 2009

Piekne obrazki od pani Novaczki

A to kochanie piękne obrazki, które tworzy pani Novaczka. A dodaje je tutaj dlatego, że Ty występujesz na nich w roli głównej. Pewnie jeszcze nie jeden taki obrazek tu zamieszczę.

credits: Kawouette.design "Summer Fun", "Sunny Cove", WA by Natalie,
źródło: DigiScraps by Novaczka


credits: by Studio GlamFairy "Be careful what You wish for", WA by AgaWa
źródło: DigiScraps by Novaczka


credits: by Mystique.design "Twinkle, Twinkle Little Star"
źródło: DigiScraps by Novaczka

3 sierpnia 2009

Platfusy

Zawsze jak idę położyć Cię spać to opowiadam Ci bajki i nie inaczej było też wczorajszego wieczoru.
Wymyśliłem bajkę o gorylicy Betty, małpce Fiki-Miki i małej Zosi (no Zosię to akurat wymyśliłaś Ty).
I w tej bajce małpka, gorylica i Zosia znalazły w dżungli niewielki staw, w którym była bardzo czysta woda i mogły się tam kąpać. Zaraz też wymyśliłaś że była tam zjeżdżalnia i że wszyscy zjeżdżali do wody i śmiali się.
Potem wspomniałem, że w wodzie pływały różne rybki i żabki.
Na co Ty szybko dodałaś:
- i pływały też tam platfusy.
- Jakie platfusy? – Zapytałem, bo nie miałem pojęcia o co chodzi.
- No takie platfusy, co pływają w wodzie i ich nie widać – dodałaś szybko.
- Chyba meduzy – podpowiedziałem.
- Tak, meduzy – potwierdziłaś.

Strasznie mi się chciało śmiać, ale jakoś udało mi się powstrzymać. Ale potem jak już zasnęłaś i opowiedziałem o tym mamie, to śmiałem się z nią do łez.

29 lipca 2009

Kawał chłopa

Dzisiaj od południa byłaś bardzo niegrzeczna i dlatego po objedzie nie poszliśmy na kulki, ani nie jadłaś żadnych słodyczy. Zamiast tego poszliśmy nad morze, troszkę tam posiedzieliśmy.
Ja porobiłem troszkę zdjęć i wypiliśmy z mamą browara Żywca za 2,50 (pani się pomyliła, a że była bardzo niesympatyczna to nie zwróciłem jej uwagi. Normalnie piwko kosztuje tam 6,50).
A potem wracaliśmy wolnym spacerkiem do naszego pokoju.
Po kilku krokach zobaczyłem, że w naszą stroną idzie bardzo gruby pan i nawet mi przez myśl nie przeszło, że coś powiesz. A Ty oczywiście powiedziałaś jak tylko mijaliśmy tego pana:
- Ale kawał chłopa.
To byłby cud gdyby ten pan Cię nie usłyszał.

24 lipca 2009

List od Ali na pożegnanie

Wczoraj wyjechała Ala. I chociaż poznałaś ją kilka dni temu, to bardzo się polubiłyście i chętnie razem się bawiłyście.
Ala ma 4 lata i naprawdę miała zwariowane pomysły. To właśnie z nią zaczepiłyście dwie miłe panie i wprosiłyście się do nich na ciastka i na arbuza. Przy okazji Ala nie omieszkała nadmienić, że jej koledzy z przedszkola mówią siusiak i dupa, a Ty szybko dodałaś, że Bartek mówi kupa.
A poza tym często ganiałyście razem wieczorami po podwórku hałasując przy tym strasznie.
I niestety przyszedł ten dzień kiedy Ala powiedziała, że wyjeżdża, bo wraca już do domu.
Na początku nie płakałaś, ale potem jak poszłaś z mamą, żeby się pożegnać, to wróciłaś zapłakana.
I cały czas powtarzałaś, że będziesz tęsknić za Alą.
Troszkę zajęło nam, żeby Ci wytłumaczyć, dlaczego tak się dzieje.
A chwilę potem ktoś zapukał do drzwi. To była Ala, przyszła, żeby dać Ci list na pożegnanie.
To był bardzo miły gest, nawet ja się wzruszyłem, bo list był napisany/narysowany faktycznie przez Ale.
Jak tylko drzwi się zamknęły, to znowu zaczęłaś płakać i tęsknić za Alą.



Aha zapomniałbym.
To jest pierwszy list jaki ktoś dla Ciebie napisał.

Ten pieniążek to na szczęście

Dzisiaj po śniadaniu wyszliśmy na podwórko przed domkiem. Ja poszedłem do auta coś sprawdzić, a Ty pobiegłaś na drewnianą bujaną ławkę i zaczęłaś się huśtać.
Ja coś tam pogrzebałem przy aucie i zaraz podszedłem do Ciebie, żeby się też pohuśtać.
Chwilę się pohuśtaliśmy i zobaczyłem jak z kieszeni wypadł Ci pieniążek. Powiedziałem, żebyś go poszukała pod ławką.
Jak tylko go znalazłaś powiedziałem, że to na szczęście.
Na co Ty szybko odparłaś, że za ten pieniążek to można pozmywać wszystkie naczynia.

21 lipca 2009

Tata wandal

Był ranek w Mielnie. W telewizji leciały jakieś bajki, a my oglądaliśmy książeczkę ze zwierzątkami, w której było też dużo naklejek. Na stronach książeczki było kilka wolnych miejsc, w które należało przyklejać zwierzątka i przyklejaliśmy je razem.
Ja pomagałem Ci odkleić naklejkę, a Ty przyklejałaś ją na kartkach. Raz równo, raz krzywo, ale ogólnie szło nam nieźle.
Ale troszkę komplikowało nam zabawę to, że strony z naklejkami były wszyte w środek książeczki, a reszta książeczki to były strony ze zwierzakami.
Za każdym razem trzeba było otworzyć książeczkę na środku, odkleić naklejkę i potem poszukać konkretnej strony, żeby nakleić zwierzaka na jego miejsce.
Więc w końcu pomyślałem sobie, że przecież można wyrwać kartki z naklejkami i mieć je cały czas pod ręką.
Tak też zrobiłem.
I wtedy popatrzyłaś na mnie i powiedziałaś:
- Tata, ty jesteś wandal.
- Dlaczego tak mówisz? - zapytałem zdziwiony.
- Bo babcia powiedziała, że jak ktoś wyrywa kartki z książeczki to jest wandal - dodałaś bez zastanowienia.

No i wyszło na to, że jestem wandal. Pięknie.
Oczywiście racje jest po Twojej stronie.

20 lipca 2009

Deszczowa droga na wczasy

Wstaliśmy w nocy, mama i ja ubraliśmy się, pożegnaliśmy się z dziadkami i zabraliśmy Cię do samochodu.
Już wtedy zaczął padać deszcz, ale pomyślałem sobie, że troszkę popada i przestanie.
Jak się później okazało strasznie się pomyliłem, bo padało całą drogę. Czasami mocniej czasami słabiej, ale padało bez przerwy.
Tak więc jechało się fatalnie, na szczęście większość drogi przespałaś i obyło się bez większych rewelacji. Po drodze, jak już zrobiło się jasno, coś za oknem błysnęło i pewnie niedługo listonosz, ten sam który przyniósł Ci sandały, przyniesie mi mandat do zapłacenia.
Ale nic to, w ogóle się tym nie przejmuje.
Najważniejsze, że po prawie ośmiu godzinach jazdy dojechaliśmy do Mielna.
A na miejscu przywitał nas deszcz, a potem jak wyszliśmy na spacer to ten sam deszcz zaczął padać tak mocno, że ja i mama trochę przemokliśmy.
Ciebie na szczęście udało nam się uratować przed deszczem.

14 lipca 2009

Sandałki od listonosza

Nasza mama od pewnego czasu chodziła po sklepach z zamiarem kupienia Ci sandałek. Długo chodziła po sklepach, ale nic ciekawego nie mogła znaleźć.
I w końcu znalazła bardzo ciekawe sandałki w sklepie internetowym i tam je zamówiła.
Po kilku dniach przyszedł listonosz i przyniósł paczkę, w której były sandałki.
Paczkę odebrała babcia.
Jak mama wróciła z pracy i zapytała się Ciebie skąd masz takie ładne sandałki, to bez zastanowienia odpowiedziałaś, że od pana listonosza.

I wyszło na to, że listonosz kupił Ci sandałki.

12 lipca 2009

Po co?

Od pewnego czasu zamiast pytać: dlaczego?
Pytasz: po co?
Zabawnie to brzmi. Zwłaszcza kiedy nikt się tego nie spodziewa. I pomimo tego, że staramy się z mamą poprawiać Cię za każdym razem to i tak uparcie pytasz po swojemu.
Jak to mówi babcia Hela: Taki Ci przykład dam.

- Zosia nie wchodź na skalniak!
- Po co?

- Nie rzucaj kamieniami.
- Po co?

I tak to właśnie z Tobą jest, zawsze coś śmiesznego wymyślisz.
Ale to bardzo dobrze, bo wymyśłanie różnych rzeczy bardzo się w życiu przydaje.

10 lipca 2009

Pielęgniarka Zosia

Chorowałaś wtedy na zapalenie płuc i musieliśmy siedzieć w domu.
Pani doktor zabroniła Ci wychodzić na dwór, bo miałaś temperaturę.
Pogoda zresztą nie była najlepsza, jak to bywa pod koniec zimy. Starałem się wymyślać jakieś ciekawe rzeczy, żeby nam się nie nudziło. Trochę rysowaliśmy, czytałem i opowiadałem Ci bajki, bawiliśmy się klockami, było fajnie.
Ale po jakimś czasie to wszystko zaczęło się nam nudzić, bo ile można rysować?


I wtedy wymyśliliśmy, że zrobimy strój pielęgniarki i będziemy leczyć pluszowe miski i lalki.
Znalazłem w domu jakąś starą koszulę i przyciąłem trochę rękawy, potem wzięliśmy flamastry i zaczęliśmy upiększać Twój fartuch. Wyszło bardzo ładnie, na fartuchu był niebieski krzyż i napis „Pielęgniarka Zosia”. Pożyczyliśmy od mamy jakiś pasek, bo i tak ma ich tak dużo, że nie wiadomo tak do końca czy kiedyś jeszcze ktoś ich użyje.



Potem koniecznie musieliśmy zrobić specjalną czapkę dla pielęgniarek i zrobiliśmy ją z kawałka papieru, na którym narysowałem czarny pasek.
I strój był gotowy.
Pozostało tylko przygotować lekarskie przyrządy:
badaczkę, plaster, termometr, strzykawkę, gruszkę, butelkę i małą strzykawkę do podawania syropów.
Jak się szybko okazało wszystkie zabawki były chore i trzeba było ustawić je w kolejce.
Pielęgniarka Zosia spisała się na medal pomogła wszystkim potrzebującym.
Sprawdzała temperaturę, naklejała plastry, robiła zastrzyki i gruszką wyciągała smarki z zakatarzonych nosków.
A niektóre miśki i lalki to nawet kładłaś do łóżeczka i co chwila podawałaś im syropki.

Na szczęście udało nam się wyleczyć wszystkie lalki i zwierzaki i do tej pory czują się bardzo dobrze i często wspominają jak to pielęgniarka Zosia pomogła im wrócić do zdrowia.


A innym razem zrobiliśmy strój czarownicy, ale to zupełnie inna opowieść…

9 lipca 2009

MakaPaka jak żywy

To było jak miałaś 2,5 roku i pamiętam, że na pewno to była sobota.
Mama robiła w kuchni śniadanie, a ja wyjąłem Ci rolkę papieru do rysowania i rozwinąłem ją na ławie. Postawiłem na niej też pudełko z flamastrami i coś tam sobie mazialiśmy.
Potem usiadłem do stołu i rozmawiałem o czymś z mamą, a Ty sama rysowałaś flamastrami jakieś maziaje.
Po chwili mam wstała po coś i wtedy odwróciłem się do Ciebie żeby zobaczyć, co tym razem Ci wyszło. I wtedy zobaczyłem tego stworka narysowanego przez Ciebie. Był bardzo podobny do MakiPaki z "Dobranocnego ogrodu".
Zawołałem mamę, żeby zobaczyła co stworzyłaś i oboje nie mogliśmy się nadziwić, że dałaś radę tak pięknie go narysować.
Nie powiem, ale duma mnie rozpierała i zaraz też poszedłem po aparat i uwieczniłem tego stworka, bo to jest pierwszy rysunek Twojego autorstwa, który przedstawiał coś więcej niż tylko zwykła maziaje.