dla Zosi, na potem...

19 lipca 2010

Lana niedziela

To była bardzo słoneczna niedziela. Tego dnia również były urodziny dziadka Mietka. Przyjechał do nas Jakub z rodzicami i jedliśmy obiad na dworze.
Było tak gorąco, że biegaliście po podwórku w samych majtkach.
Z tego co pamiętam, to zaczął Jakub i oblał dziadka wodą z wiaderka. A dziadek długo się nie zastanawiał. Szybko rozebrał się i został w samej koszulce i majtkach.
Potem w te pędy pobiegł do beczek z wodą, która w normalnych warunkach służy do podlewania kwiatów. Ale wtedy z racji wyższej potrzeby, woda miała posłużyć do podlewania dzieci.
No i się zaczęło. Woda z wiader i wiaderek lała się litrami. Chłopaki z Tobą atakowali dziadka, a Ten w pojedynkę bronił się jak lew, miotając wodę na lewo i prawo.
Po kilku chwilach wszyscy byli mokrzy, zadowoleni i orzeźwieni przez dwieście lirów chłodnej wody.

Zabawa była przednia, tylko kwiatów nie było potem czym podlać.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz